Yolo Takie zainteresowanie wynika przeważnie z tego, że zetknęli się z serią niezrozumiałych zachowań, ktore na tyle odbiegały od normy, że sprowokowały do szukania wyjaśnień.
Nie mną się zajmuj, a sobą, taka jest poprawa kolejność.
Johnny Wierzę w to, że człowiek urodził się z silnym pragnieniem poznania prawdy.
Otóż to, ja miałam wręcz “obsesję” szukania jakiegoś stałego układu odniesienia, obiektywności absolutnej, prawdy rzeczy w czasach nastoletnich i te żmudne poszukiwania, które wydawały mi się kręceniem w kółko zawiesiłam, określiłam się jako agnostyk i dobrze mi było z tym do czasu, później znowu potrzeba weryfikacji zaczęła “przynaglać od środka”.
Mój tato nie chodzi do kościoła, nie jest typem religijnym, ma swoje niepochlebne zdanie wobec księży, ale modli się codziennie, ma w sobie taki pierwiastek autentycznej, bezinteresownej dobroci, dużo cech, które określiłabym po prostu dobrego człowieka. Nigdy nie rozmawialiśmy stricte na temat wiary, nie umoralniał mnie nigdy, nie gonił do kościoła, nie dawno dojrzałam do tego, żeby zobaczyć, że ojciec swoim własnym przykładem życia pokazuje mi na czym to w sumie polega.
Imbryk A że wątek jest i kłamstwach: Tak, okłamano mnie w dzieciństwie, że uczynność, uczciwość, bycie w porządku i dawanie siebie bliźnim jest dobre i popłaca, tak trzeba i tak warto.
Ja się nie czuje okłamana mimo, że tego samego mnie uczyli. Nie rezygnuje z tego, ale doświadczenie życia wyposaża we wnioski, że nie w każdej sytuacji, nie w stosunku do wszystkich i nie zawsze to ma rację bytu.
W sumie to się cieszę, że nigdy nie angażował się w strukturę kościoła, wspólnoty, głównie czułam się wykluczona i nie na miejscu, bo zupełnie nie pasowałam do środowiska, tak mi się wtedy wydawało. Wiele traum mnie ominęło z tego powodu, tak podejrzewam. I tak najbardziej mnie dziwi fakt, że lepiej się czuję wśród apostatów, ateistów, wątpiących niż w takich formacjach, jak potrzebna była pomoc, to od tych “stroniących” od wiary jej doświadczyłam, wspólnota, do której należałam prawie mi nóż w plecy wbiła, ale to nie ma wpływu na moją wiarę, bo co to byłaby za wiara gdyby zależała od biskupa, papieża, księdza czy tego, co powie inny człowiek.
Mi wiara dała poczucie wewnętrznej wolności i autonomii, niczego tak w ludziach nie szanuję jak ich własnej wolności, nikogo nigdy nie przymusiłabym do uznania wiary w Boga, zupełnie nie mam problemu z innym spojrzeniem na te kwestie.