Baelish rynek. Tyle.
Dużo galerii działa na zasadzie sklepu. Malarz maluje, wystawiają go, jakiemuś bogaczowi się to podoba, kupuje to i malarz więcej maluje w ten deseń. Nie bawi się w prerafaelizm, nie bawi się w detale, batalistykę czy mitologie. Bo to się nie sprzeda. Bo owszem, spodoba się. Ale już do nowoczesnej willi w Kalifornii się nie nada. Nie, na to skłonią się jakieś muzea. Muzea które mają lub nie mają duże środki, i w których wybredne gusta się trafi.
Ja też wolę sztukę dawną, ale czasy gdy dla prestiżu kupowałeś rzeźbę z marmuru za kilkaset tysięcy minęły. Zwłaszcza gdy podobne masz z gipsu za kilkaset złotych. Portret? Po co, są zdjęcia.
Kilka lat temu jakiś rzeźbiarz wykonał bitwę pod grunwaldem w drewnie. Nawet muzeum tejże bitwy nie chciało kupić. Facet zmarnował lata na darmo.
Ten pejzaż mnie poruszył. Masz samotny rower, ścieżkę, po lewej drut i wieżyczkę, potem kolejną, kolejną. Kontrast. Miejsce kaźni i trywialność, banał codzienności. Prochem jesteś. Mogą Cię zakatować, spalić. A za kilkadziesiąt lat tam gdzie ty powoli umierałeś, ktoś sobie przyjedzie rowerkiem jak gdyby nigdy nic..
Podobne wrażenie robi na mnie tańcbuda na dawnym cmentarzu, i plac węglowy pod którym był cmentarz chorych na tyfus a dziś są koncerty.