Johnny Za każdym razem musiałem rezygnować z jakiejś części siebie, bo jedna ścieżka wymagała wyciszenia i “kontrolowania” emocji, inna bycia “sobą” lub kimś “dobrym”
Czasami żeby osiągnąć zgodę z sobą i ze światem trzeba się zbuntować wobec dyrektyw. Temu właśnie służy ten bunt młodzieńczy. Nie osiągnie się prawdziwej dojrzałości będąc tylko grzecznym. Niektórym to niepotrzebne, bo wyrastali w autentycznym środowisku, co mają negować?
O tym jest też przypowieści o synu marnotrawnym, który miał możliwość poznać miłość Ojca w odróżnieniu od tego, który był grzeczny i posłuszny jedynie ze strachu.
Johnny jeszcze inna wiązała się z jakimiś sztucznymi rytuałami i słuchaniem gościa w dziwnym stroju, modelującego nienaturalnie głos, udającego kogoś wyciszonego i zdystansowanego. Momentami czułem się jak w cyrku i trudno mi było uwierzyć jak moi współtowarzysze mogli nie podzielać moich uczuć.
Haha kościelna retoryka, wtedy najczęściej odpływam. Pamiętam, że razem z córką na początku jej buntu udało mi się ją namówić którejś niedzieli żeby ze mną poszła na msze. Potem było kazanie. Ze względu na to że chciałam córkę przekonać byłam mocno uczulona i w myślach mówiłam do księdza „no powiedz coś, powiedz coś autentycznie, prawdziwego” a on poleciał tym wyuczonym szablonem przesiąkniętym hagiograficzno-przesłodzoną sztampą. My obie mamy tendencje do abstrakcyjnego myślenia i tak jakbyśmy w sposób naturalny wyczuwały nawzajem swoje wewnętrzne stany. Więc ona czuła we mnie to napięcie rosnące z każdym słowem księdza, a ja w niej tą satysfakcję w stylu „no i co?” . W pewnym momencie popatrzyłyśmy na siebie i zaczęłyśmy się śmiać, tak bardzo nas własne stany rozśmieszyły ze musiałyśmy wyjść z nabożeństwa.
Jak miałam jej wytłumaczyć że ja do kościoła nie idę dla żadnego księdza czy człowieka, ale dla Boga, i że to jest to obieranie ziemniaków?
Themotha To ze Twoja córka finalnie wybrała podobną drogę co Ty, to nie znaczy że wiary którą wyznajesz nie wolno kwestionować, bądź to całkowicie zamyka temat i pole do dyskusji i już automatycznie akceptujemy jedyną słuszną drogę postępowania
A to u Ciebie wybrzmiewa w tym poście
Mylisz się, można wszystko kwestionować. Nawet prawdziwa nauka polega na kwestionowaniu. Idziesz na uniwersytet i uczysz się nie przez bezrefleksyjne przyjmowanie wiedzy, ale przez negowanie tego co usiłują Ci wcisnąć ( fidelis et ratio). Np. intelektualista i ateista Peter Sewald na bazie kwestionowania wiary doszedł do wiary. Taki paradoks, po odkryciu paradoksu którego nie mógł wytłumaczyć racjonalnie.