JAL Wspaniały wpis i kompilacja ważnych rozmyślań. Czytałem go już kilka razy i wydrukowałem.
Dziękuję. Szkoda, że nie będzie Cię na najbliższym zlocie, żałuję każdego zlotowego piwa, którego z Tobą nie wypiłem.
JAL Innymi słowy - teraz jesteś bardziej szczęśliwy niż byłeś? Podejrzewam, że tak.
Na pewno tak, aczkolwiek dalej mam zwyczajny umysł, który błądzi, ucieka od tu i teraz, roi o własnej wyjątkowości. To po prostu myśli, taka ich natura.
Dalej doświadczam całej palety emocji, ale już nie łudzę się co do tego, że mogę zrobić cokolwiek, by ten stan zmienić.
Wiara w ideały kosztowała mnie dużo zdrowia - byłem wychowany w atmosferze odrzucenia, nigdy nie byłem “wystarczający”, zawsze dopatrywano się we mnie wyłącznie wad, uczucie dostawał jedynie wyimaginowany, idealny Johnny, którym oczywiście nie miałem prawa się nigdy stać, ale usilnie tego pragnąłem - bo kto nie chce być kochany przez własnych rodziców?
Chciałem idealnego związku, idealnej pracy, idealnego życia. Potem chciałem idealnie poukładać własną psychikę, mieć idealny umysł. Uwierzyłem na poziomie emocjonalnym, że coś wymyślonego jest realne, dlatego byłem wiecznie ze wszystkiego niezadowolony. Wierzyłem też, że istnieją osoby, które doświadczają czegoś takiego - że były w stanie dosięgnąć ideału.
Uważam, że ma tak w jakimś stopniu każda osoba. Odrzucamy rzeczywistość porównując ją do jakichś wymyślonych, nieistniejących “rzeczywistości”. Mówimy, że życie jest chujowe - ale w porównaniu z czym? Czy istnieje coś poza życiem?
Życie zawiera w sobie przecież także nasze fantazje o nim.
Ideały i fantazje są źródłem większości naszych problemów, jestem o tym przekonany - jak również poczucie, że nasze problemy są w jakiś sposób wyjątkowe. No ale nie - jakich byśmy nie doznali cierpień inni przecierpieli to już przed nami. Zawartość naszych głów jest bardzo podobna, a wszystko, co wydaje nam się takie w nas wyjątkowe, jest dokładnie tym, co wszyscy mamy wspólnego. No ale kto lubi być zwyczajnym człowiekiem, przeciętnym, takim jak reszta? Każdy z nas posiada ego, a Ci którzy pierdolą, że go nie posiadają mają je z reguły bardziej przerośnięte od reszty.
Nienawidzimy rzeczywistości, a jak mawiał Woody Allen to jedyne miejsce, gdzie można dostać dobry stek. W idealnym świecie go nie dostaniemy, bo on nie istnieje.
Może te ideały są po to, by je kiedyś odrzucić i przyjąć rzeczywistość z całym dobrodziejstwem inwentarza?
Patrzę na swojego kota i widzę w nim zajebistego mistrza zen - on jest 100% kotem, niczym więcej, nie chce się zmieniać, dorastać do cudzych wyobrażeń na temat tego jaki kot powinien być. My nienawiść do samych siebie mamy w genach - naprawić coś, zmienić, byle być kimś innym niż faktycznie jesteśmy.
HelenaK Kontrolować popęd nie oznacza nie odczuwać bodźców
No przecież to napisałem (a jeśli nie to w zasadzie o to mi chodziło) - często próbujemy w jakiś sposób przekroczyć potrzebę seksu, aby w końcu stać się nadczłowiekiem niepodatnym na ból albo wręcz jakąś rośliną. Problemem nie jest to, że tego się zwyczajnie nie da zrobić (bo to niemożliwe), ale w tym, że na dłuższą metę jest to prawie osiągalne i ludzie potrafią w tym tkwić zanim nie zrezygnują definitywnie z tych prób.
Dla mnie nie ma nic złego w byciu zwierzęciem, witam swój popęd i impulsy z radością (“zdrowy ze mnie chłop”), co przecież nie oznacza, że będę się bzykać z kim popadnie.
HelenaK Kontrola popędów świadczy pośrednio o stopniu autonomii jednostki, dla mnie to jedna z najbardziej imponujących cech u faceta.
Każdy z nas w jakiś sposób to kontroluje, nie dochodzi przecież (a jeśli już to rzadko) do gwałtów w biały dzień.
Śmieszy mnie jednak robienie z siebie duchowego ideału, który pokazuje innym (w domyśle “gorszym”) ludziom jak to wspaniale potrafi się odchodzić bez seksu, stosując na sobie przeróżne ograniczenia. Zwyczajna duchowa pycha, nic więcej. To w dalszym ciągu gra w grę pn. “jestem od Was lepszy”, tylko zamiast drogim samochodem chwalimy się umiejętnością samokontroli.