NimfaWodna Coś tam moge napisać. Super wątek.
Mając 22 lata poszłam do pracy. Po 30 czuje się wypalona. Czuje że nikt nie docenia takich pracowników. A w pracy przeszłam od najniższego stanowiska. Znam ją z każdej strony.
Ja też mogę coś napisać. Mając 28 lat poszedłem do pracy (nie licząc roboty w studenckiej spółdzielni pracy w trakcie studiów). W wieku 28 lat przenoszono do rezerwy, a mi się nie chciało iść do wojska celem odbycia tzw. zasadniczej służby wojskowej, która by mnie nie minęła gdybym studia skończył wcześniej.
No i w wieku 28 lat się ożeniłem. Z tym, że zacząłem swoją karierę od zasiłku dla bezrobotnych i bycia utrzymankiem mojej żony, bo w całym 3city nie mogłęm znależć pracy. Zwykle potencjalni pracodawcy mnie odrzucali ze względu na zbyt wysokie kwalifikacje😂. Miłę to nie było. W kieszeni dyplom polibudy i bezrobocie.
Jak daleko sięgam pamięcią wstecz, to chciałem być marynarzem. Zachował się mój zeszyt z przedszkola, gdzie wklejałęm widokówki statków, żaglowców itp. Gdy byłęm starszy, to z miesięcznika Morze brałęm adresy armatorów i pisałęm do nich prośby o widokówki ich statków. Dopiąłem swego i wykonuję tą robotę, a imałem się różnych zajęć i w wieku po pięćdziesiątce nadal kocham to co robię i zamierzam pracować tak długo jak się da. Tzn. tak długo jak mi zdrowie pozwoli, czyli gdzieś do siedemdziesiątki.
Gdybym został milionerem to zupełnie nic nie zmieniłbym w swoim życiu i nadal bym pracował. Z tym, że bycie marynarzem wcale nie musi oznaczać pływanie kontenerowcem “na Japonię”, tylko bardzo częsty, czasami codzienny pobyt w domu.
Moim zdaniem w zasadzie nie ma czegoś takiego jak wypalenie zawodowe. Wszystko zależy od atmosfery jaka tam jest.
Z mojego własnego doświadczenia. Jeśli załoga była ujowa, to kontrakt był koszmarem i bardzo szybko miało się dosyć i było się wypalonym zawodowo.
Jeśli ekipa była fajna, to sie fajnie pracowało i czas mijał przyjemnie. Obciążenie pracą miało tu drugorzędne znaczenie. Ja wolałem zap..lać z fajnymi ludżmi, niż się obijać będąc wśród np. pojebów.
Tak moim zdaniem działa to całę wypalenie zawodowe. Kolejna, niezwykle istotna sprawa to jest kwestia wypoczynku. Jeśli się tyra bez odpowiedniego wypoczynku to każdy padnie i będzie wypalony zawodowo. Tego mnie właśnie Niemcy w robocie nauczyli.
Kiedyś, na moim pierwszym statku mój kapitan (Niemiec) mnie zdrowo opierdolił jak mnie zobaczył:
"Co pan tu robi? Czemu pan nie odpoczywa? Czy nie wie pan, że oficer ma przyjść na wachtę wypoczęty?
Ponieważ w trakcie wachty, będąc na mostku ma w garści życie całej załogi będącej pod pokładem."
Ja chciałem, tak po polsku być gorliwym w robocie i się popisać przed kapitanem jaki to ja pracowity jestem.
Warunkiem przedłużenia kontraktu u typowego armatora jest dobra opinia od kapitana.
Zapamiętałem tą lekcję do końca życia. Odpowiedni wypoczynek, w tym co najmniej 8 h snu na dobę to podstawa.