Ciężko dopisać w takim temacie coś więcej, niż do tej pory pisałem. Jednostki wrażliwsze i/lub jednostki, które siłę do życia czerpią głównie z akceptacji otoczenia zewnętrznego zawsze będą miały ciężej, szczególnie w obecnej rzeczywistości.
To jest bardzo ciężki temat i nie czuję się na tyle kompetentny w nim, by go głębiej rozwijać.
Szczególnie ponuro wygląda kwestia męskich samobójstw.
Zostawię więc tylko cytat z jednej z ulubionych lektur młodości, którą do dziś cenię - “Tajemniczej Wyspy” Verne’a.
"(…) Książę Dakkar, nie znalazłszy śmierci, powrócił w góry Bundelkundu. Tutaj, teraz całkiem samotny, przejęty głębokim wstrętem do wszystkiego, co nosi imię człowieka, pełen nienawiści i obrzydzenia do cywilizowanego świata, pragnąc uciec przed nim na zawsze, sprzedał resztki swojej fortuny, zebrał dwudziestkę najwierniejszych towarzyszy i pewnego dnia wszyscy zniknęli.
Gdzie książę Dakkar zamierzał znaleźć tę wolność, której mu odmówiono na zamieszkanej ziemi? Pod wodą, w głębinach mórz, gdzie nikt nie mógłby go dosięgnąć.
Wojownik stał się uczonym. Na bezludnej wyspie na Pacyfiku postawił stocznię, w której jego planów został zbudowany okręt podwodny. Elektryczność, której niezmierzoną siłę mechaniczną umiał wykorzystać za pomocą środków, jakie kiedyś staną się znane, i którą uzyskiwał z niewyczerpanych źródeł, zaspokoiła wszystkie potrzeby jego pływającego aparatu, zarówno jako siła napędowa, jak też świetlna i cieplna. Niezliczone skarby morza, miriady ryb, wodorosty i porosty, olbrzymie ssaki i nie tylko to, czego dostarcza natura, ale i to wszystko, co utracili ludzie, wystarczało w zupełności na zaspokojenie potrzeb księcia i jego załogi. W ten sposób spełniało się jego najgorętsze pragnienie, gdyż nie chciał już mieć żadnego kontaktu z ziemią. Ochrzcił swój podwodny okręt mianem „Nautilus”, sam przybrał imię kapitana Nemo i zniknął pod powierzchnią mórz.(…)"