Themotha Im więcej deficytów wyniesionych z domu, tym gorsza reakcja organizmu na odejście obiektu na którym podświadomie pasożytujemy
Zaryzykowałbym tezę, że im bardziej zintegrowana osobowość, im większe oswojenie z własnym cieniem i mrokiem i im lepsza samoopieka i bardziej dopracowana umiejętność zajmowania się własnymi deficytami (czy jak kto woli “dzieckiem wewnętrznym”) tym mniejsza podatność na zakochanie.
Jeśli pozwalamy sobie na własną zwyczajność i postrzegamy innych w podobny sposób - nie jako potencjalnego “wybawcę”, nie jak kogoś “wyjątkowego”, “upragnioną księżniczkę, która sprawi, że już zawsze będziemy szczęśliwi”, a po prostu zwykłego człowieka ze swoimi zaletami, wadami, ranami i ułomnościami tym trudniej przychodzi nam idealizacja, która jest niezbędnym WARUNKIEM zakochania.
W momencie rozstania rzadko kiedy tęsknimy za osobą, z którą się rozstajemy. Tęsknimy za tym, jak się czuliśmy w danej relacji, za tym, co ta relacja pokazała nam na własny temat. Innymi słowy - tęsknimy za samym sobą, tym SOBĄ, którym byliśmy w danej relacji - “dopełnionym”, docenionym, ważnym, potrzebnym, za uczuciem, że komuś na nas zależało.
Oczywiście, że umysł robi nas w chuja i kreuje nie mające związku z rzeczywistością opowieści o wiecznym szczęściu z daną osobą, życiu w harmonii, sielance, niebiańskim seksie. No ale trzeba mieć świadomość, że to po prostu fantazje, ale ludzie wciąż pozostają ludźmi.