Obowiązek historyka nie wzywa go do wygłaszania sądu osobistego w tym delikatnym a doniosłym sporze, ale nie powinien on ukrywać faktu, że bardzo trudno jest przyjąć teorię mogącą pogodzić stanowisko religii ze stanowiskiem rozumu, po czym, stosując tę teorię w sposób należyty, określić dokładnie granicę szczęśliwego okresu cudów, z wyłączeniem wszelkiego błędu i oszustwa, któremu przypisać może byśmy byli skłonni dar tej mocy nadprzyrodzonej.
Ponieważ od czasów pierwszego z ojców Kościoła aż do czasów ostatniego z papieży szereg biskupów, świętych, męczenników i cudów przesuwa się bezustannie, a postęp zabobonu był stopniowy i prawie niedostrzegalny, nie wiemy, w którym z poszczególnych ogniw przerwać łańcuch tradycji.
Każde stulecie przynosi świadectwo cudownych wyróżniających je wydarzeń i każde z tych świadectw wydaje się nam nie mniej ważkie i godne szacunku niż świadectwo pokoleń poprzednich, co wreszcie doprowadza nas nieznacznie do oskarżania się o brak konsekwencji, jeśli czcigodnemu Bedzie w wieku VIII czy świętemu Bernardowi w wieku XII odmówimy takiego samego zaufania, jakim obdarzyliśmy tak hojnie Justyna bądź Ireneusza w wieku II.
Jeśli miarą prawdziwości któregokolwiek z tamtych cudów ma być jego widoczna użyteczność i stosowność, to przecież każdy wiek miał niewiernych do przekonania, heretyków do pognębienia i bałwochwalcze narody do nawrócenia: można więc zawsze wynaleźć pobudki dostatecznie uzasadniające fakt interwencji Niebios.
A jednak, skoro już każdy wyznawca Objawienia jest przekonany o prawdzie, a każdy rozsądny człowiek o ustaniu mocy cudotwórczych, jest rzeczą oczywistą, że musiał być pewien okres, w którym te moce zostały Kościołowi chrześcijańskiemu bądź nagle, bądź stopniowo odebrane.
Bez względu na to, w jakim okresie to wydarzenie umieścimy: w czasach śmierci apostołów, nawrócenia Cesarstwa Rzymskiego czy wygaśnięcia herezji ariańskiej, jednakowo słusznym zdziwieniem napełni nas fakt, że ówcześni chrześcijanie wcale tego nie odczuli.
Utraciwszy bowiem swoją moc cudotwórczą, nadal rościli sobie do niej pretensje. Rolę wiary odgrywała łatwowierność; pozwalano, aby fanatyzm przemawiał językiem natchnienia, i skutki przypadku albo umyślnie zaaranżowanych okoliczności przypisywano przyczynom nadprzyrodzonym.
Edward Gibbon - ‘Zmierzch Cesarstwa Rzymskiego’