Colemanka Inna rzecz to jakiś totalny upadek instytucji sądownictwa się wyłania z tych przykładów.
Bo tak jest, że polskie sądownictwo to dno. Miałem sam okazję zobaczyć z bliska jak ten burdel wygląda. Brałem udział w banalnej sprawie cywilnej, rozprawa była o 1300, pan sędzia rozprawę rozpoczął od przerwy, bo musiał się zapoznać z aktami sprawy no i był z lekka nayebany 😂.
Mnie intrygowało, czy pan sędzia był “wczorajszy” czy walił gorzałę od samego rana. Mały sąd rejonowy w powiatowym mieście.🤣
Colemanka Ale generalnie myślę ze to się będzie zmieniać na korzyść związków nieformalnych, tak jak jest na Zachodzie (a niby ten Zachód taki zły i zgniły, wg mnie nie)
Jestem tego samego zdania. Tego typu związek niejako z definicji wymusza niezależność finansową kobiety. Ja swojej córce od lat powtarzam, że kobieta musi być niezależna od mężczyzny.
[usunięty] o przecież dwie zupełnie różne rzeczy. Powtarzam - dziecko samo z siebie nigdy nie jest przyczyną rozpadu związku dwojga dorosłych ludzi, którzy - przynajmniej w założeniu - ponoszą odpowiedzialność za samych siebie i za dziecko.
Dorastające dziecko często jest przyczyną rozpadu zwiążku dorosłych ludzi. Dziecko jest odrębnym bytem i też zdrowo potrafi namieszać. Np. kumpel po przejściach z dziećmi związał się z panią po przejściach z dorastającym bąbelkiem, który lubił sobie poćpać. Jedna, druga rozmowa wychowaawcza nie pomogła, to pani matka z przychówkiem dostała bana. Żaden normalny człowiek nie będzie sobie do domu sprowadzał problem narkotykowy, szczególnie w sytuacji, gdy nie ma współpracy wychowawczej między dorosłymi.
.
MalVina . Ale nie spotkałam się jeszcze z tym by dziecko stało się przyczyną rozwodu.
Ja się spotkałem z takim przypadkiem. Tu bardziej przyczyną rozpadu związku były ogromne różnice zdań w sposobie wychowywania dziecka. Ojciec- był zwolennikiem twardych zasad wobec dziecka sprawiającego problemy wychowawcze, a mamusia chciała hodować króla słońce.
Colemanka “Ojciec dziecka może czuć się odsunięty na bok. Może też czuć zazdrość o pozycję dziecka w rodzinie i o jego zaangażowanie w opiekę ze strony partnerki. Ona z kolei może być niezadowolona z jego niewystarczającego – jej zdaniem – poziomu zaangażowania ze strony partnera.”
“Do tego dochodzi zaaferowanie dzieckiem - teraz to ono jest na pierwszym miejscu. Tutaj najczęściej świeżo upieczone mamy mają wiele na sumieniu - odsuwają partnera od dziecka, pouczają go i zastępują we wszystkim z obawy, że zrobi coś nie tak.”
‘‘Frustracja z powodu niezaspakajania własnych potrzeb, niezadowolenie z powodu zmian i utraty dotychczasowej, wypracowanej relacji z partnerem i trudność w odnalezieniu się w nowej roli, jaką jest rola rodzica sprawiają, że wiele osób odczuwa kryzys w związku z narodzinami potomka.’’
Ten powyższy opis dotyczy bardzo pizdowatych facetów o znikomej wręcz empatii. Gdy ja byłem młodym człowiekiem, to na moich studiach na polibudzie połowę dziesięciopiętrowego akademika, w którym mieszkałem zajmowały małżeństwa studenckie (zwykle studenci z polibudy wiązali się ze studentkami z medycyny albo z uniwersytetu).
Ludzie mieli zwykle bąbelka i jakoś im to nie przeszkadzało studiować dalej na dziennych i cieszyć się życiem. W normalnej, zdrowej rodzinie mężczyzna jest przecież tzw. głową rodziny= ośrodek decyzyjny w bardzo wielu aspektach, w tym zagadnieniach związanych z dzieckiem. Ja osobiście nigdy nie czułem się w żaden sposób odsuniety czy pomijany.
Colemanka Krótki komentarz ode mnie: najczęstszym powodem rozpadu związku po narodzinach potomka jest zanik dotychczasowej relacji związkowej (romantyczno – seksualnej) miedzy rodzicami wynikający z całkowitego porzucenia zajęć zarezerwowanych do wykonywania tylko we dwoje. Dlaczego tak się dzieje? Bo nie ma na to czasu, energii, bo bycie razem tylko we dwoje przestaje być ważne, bo nie ma nastroju, bo nie ma warunków, bo partnerzy przestają być dla siebie atrakcyjni seksualnie/intelektualnie, bo pojawia się stres, brak snu. Największym grzechem jest przesuniecie uczuć kobiety na dziecko. Z czasem mężczyzna zaczyna postrzegać kobietę jak kwokę wydającą rozkazy, rozporządzającą wszystkim i nim pod katem wyłącznie dobra dziecka i zaczyna oglądać się za innymi kobietami. Mężczyzna nie otrzymuje od matki dziecka uwagi ani bliskości, ewentualnie jakieś ochłap na odpierdol.
Krótki komentarz ode mnie Najczęstszym powodem rozpadu związku po narodzinach potomka jest pizdowatość tworzącego ten związek mężczyzny. To mężczyzna ustala reguły i zasady w swoim domu, w tym zasady opieki nad dzieckiem w które też powinien być zaangażowany. Dla normalnego faceta dziecko również jest najważniejszą osobą na świecie I żaden mężczyzna nie powinien pozwolić sobie wejść na głowę i odebrać prawo do współdecydowania o dziecku, bo właśnie to jest przyczyną rozpadu więzi, związku. O tym właśnie mówił profesor Zbigniew Lew Starowicz. Znowu to przypomnę w (11:30)
VIDEO
To o czym mówił Profesor jest powodem, dla którego po pewnym czasie kobieta, której udało się wejść facetowi na łeb woli spać z dzieckiem a nie z mężem (ojcem dziecka). To tak w uproszczeniu.
Colemanka EDIT: No i teraz pytanie: kto o tym wiedział przed decyzją o dziecku? Ja wiedziałam nawet jak odebrać poród w warunkach polowych, tak byłam przygotowana na przyjście dziecka na świat, a nie przyszło mi nawet do głowy żeby przygotować się na możliwy kryzys po narodzinach. Powiem więcej: w ogóle o nim nie wiedziałam, ze nam grozi. Internet owszem pęka w szwach ale musisz wpaść na to co wpisać w google. Nie wpisałam i zjebałam.
Moim zdaniem to nie Ty zjebałaś, tylko zrobił to ojciec dziecka. “Kryzys” po narodzinach dziecka jest oczywistością, ale moim zdaniem to rola mężczyzny tak dalej “poprowadzić ” związek, aby wszystko dobrze grało.
[usunięty] Moja córka budziła się przez pierwszy rok życia co 20 minut, a od 4 rano nie spała już wcale. Oboje z żoną chodziliśmy jak zombie i marzyliśmy tylko o tym, żeby przetrwać (nie w głowie był jakiś seks czy wyjścia na zewnątrz, tylko przetrwanie). Nie mieliśmy nikogo do pomocy, radziliśmy sobie we dwójkę. Byliśmy przed narodzinami dziecka przygotowani na najgorsze, chociaż i tak stopień trudności mocno nas przytłoczył.
Ja gdy byłem w podobnej sytuacji, to pierwsze co zrobiłem, to konsultacja z lekarzem pediatrą, bo widać, że coś było nie tak. Po wykluczeniu przyczyn zdrowotnych, zastosowaliśmy się do rad pedagogów (wychowawców) z domu małego dziecka, z którego dostaliśmy dziecko do adopcji. Nie było problemu. Chodziło głównie o przestrzeganie zasad “rytmu dobowego”.
Aby uniknąć sytuacji, że obydwoje rodzice są zyebani. Ja “zdecydowałem”, że w nocy ja wstaję, a w dzień moja żona.
Czasami wysyłałem ją w tym czasie na weekndowe spływy z naszą ekipą, ze dwa razy w czasie urlopu macierzyńskiego była w górach. Nie chciałem, aby dostała pierdolca. Zajmowanie się dzieckiem, szczególnie chorym to ciężki temat.
Mi się to tak bardzo spodobało, że w sumie zrobiłem sobie dwa lata wolnego w robocie, taki dłuższy “tacierzyński”😂
Rehabilitacja naszego dziecka wymagała katorżniczej wręcz pracy. Miło to wspominam.
[usunięty] Tak, decyzja o posiadaniu dziecka jest bardzo ryzykowna, bo dobre związki nie trwają wiecznie - prędzej czy później możemy je zranić. Wiem, że w moim przypadku jest to możliwe, pomimo, że staram się być dobrym ojcem.
Uważam, że przy jakichkolwiek wahaniach lepiej sobie starania o dziecko całkiem odpuścić niż krzywdzić potem niewinną istotę.
Decyzja o posiadaniu dziecka nie jest ryzykowna, bo dobre związki trwają “wiecznie”, tzn. do zgonu którejś z osób tworzących tenże.
Sydney No ale z drugiej strony…
Jak mężczyzna ma naprzemienną to dużo ciężej mu założyć nową rodzinę.
Oczywiście bardzo często on już nie chce tego robić (pewnie w 4 na 5 przypadkach), wiadomo ma też bardziej ograniczony czas na “zabawy”.
Jak mężczyzna ma dzieci, to jest mu bardzo łatwo założyć nową rodzinę z kobietą będącą w podobnej sytuacji.
We wszystkich mi znanych przypadkach facetów po tzw. przejściach każdy z nich wcześniej czy póżniej chce się z kimś związać. Nikt nie chce być sam na stare lata.
Obliteraror Przyjemnie się czyta te historie o dzieciach, pisane przez poukładanych rodziców 🙂 Zawsze chciałem się dowiedzieć, co straciłem. Do tej pory gdy kogoś o tom pytałem, słyszałem dosyć miałkie argumenty, nie wyrastające pod memowy poziom Mameł i Tatełów. Bo co zyskałem, to wiem doskonale. Pytam poważnie poważnych ludzi (dla odmiany czasem trzeba), nie dla jaj.
Zadałeś trudne pytanie. Może tak, jak w leżałem w szpitalu z rakiem, to się napatrzyłem na ludzi, którzy nie mieli żadnej rodziny i których nikt nie odwiedzał. To był przygnębiający widok. Pamiętam, jak mi pan dr tłumaczył, że w walce z chorobą jest bardzo ważne wsparcie rodziny i tą rodzinę trzeba mieć.
Pewnego dnia wszyscy z pokolenia rodziców, łącznie z nimi umrą, koledzy gdzieś znikną i wtedy pozostaje “tylko” rodzina. Pamiętam jak mi kumpel tłumaczył, że fajnie mieć 36 lat i móc z pełnoletnim synem iść na ryby. Ja żałuję dzisiaj, że mam tylko jedno.
Nic mi w życiu nie sprawiło większej satysfakcji niż wychowanie dziecka. To też bardzo wzmocniło moje małżeństwo.
A wracając do tematu opieka naprzemienna jest z oczywistych powodów najlepszym rozwiązaniem po rozwodzie rodziców.