A, niech będzie.
Wklejam tekst, mojego autorstwa, który w zeszłym roku gdzieś tam popełniłem, nawet publicznie:
A CZY TY JESTEŚ RZECZYWISTOŚCIĄ?
Podobno jeśli tu jest Polska, to tu się pije. Pytanie tylko, czy faktycznie trzeba? No i właściwie – po co się pije? Czy spożywanie alkoholu jest korzystne – w tym zwłaszcza dla mężczyzny ogarniętego?
Alkohol jest trucizną, co wiemy wszyscy. Fakt, że działanie tej trucizny jest przyjemne, niczego w tej mierze nie zmienia. To tylko chemia i neuroprzekaźniki czy też matrix. Spożywanie słodyczy, namiętne granie w gry komputerowe, masturbacja – też dają przyjemność.
Powstaje jednak pytanie – czy sam fakt, że dana aktywność dostarcza przyjemności jest wystarczające dla jej podejmowania? Czy jednak w ogólnym bilansie szkody z tej czynności nie są jednak większe niż korzyści?
Wreszcie – czy podobnego a nawet większego uczucia przyjemności nie można czerpać z n i e w y k o n y w a n i a danej czynności?
Już utylitaryści, na czele z Jamesem Millem, słusznie uważali, że motywem działania każdego człowieka jest dążenie do szczęścia. W kontekście spożywania alkoholu warto zatem rozważyć, czy większe szczęście daje jego spożywanie czy też zaniechanie spożywania?
Dla mężczyzny, zwłaszcza nie będącego już młodzieńcem, każde spożywanie alkoholu oznacza w sferze fizycznej co najmniej:
- dodatkowe, puste kalorie, skutkujące otłuszczeniem,
- ogólne pogorszenie wyników, osiągów i kondycji fizycznej,
- nieatrakcyjny wygląd,
zaś w przypadku dawek większych:
- bóle głowy, cierpienia i niedołęstwo spowodowane kacem,
- niewydolność seksualną.
W zakresie skutków innych niż fizyczne, alkohol powoduje:
- utratę zdolności do rozumowania i zachowania właściwego dla sytuacji; np. paplaninę, niedyskrecję, plotkarstwo, rzewne wyznania, buńczuczność,
- ryzyko odejścia od własnych zasad i podjęcia się działań niezgodnych z własnym kanonem,
- ryzyko poniżenia społecznego,
- utratę zaufania do siebie samego i poczucia własnej wartości.
Czyli, jak to śpiewał Maleńczuk „chcesz założyć nowe spodnie, chcesz założyć nowy strój, myślisz że wyglądasz modnie a wyglądasz….”. No właśnie.
Ile razy widziałeś bełkoczących otłuszczonych palantów, którzy nie dostrzegali swojej żałosności? A z kolei ile razy widziałeś dociętego kolesia, z dobrą definicją i sprawnością, który osiągnął to pijąc alkohol?
A ilu widziałeś totalnych złamasów, którzy nie umieją się nawet porządnie podciągać na drążku (już nie mówię o wynikach godnych dla ogarniętego mężczyzny rzędu kilkunastu poprawnych powtórzeń), za to popijać potrafią?
Chcę Ci tylko wskazać, że jeśli uważasz, że fajnie jest żyć godnie, być dumnym że swojego ciała, duszy i umysłu, być atrakcyjnym - picie, każdy łyk alkoholu nie przybliża Cię do osiągnięcia tego.
Czy pamiętasz te sytuacje, gdy na bani powstawały super pomysły: co to się nie będzie robiło, jak to się nie będzie wyglądało, rządziło? A ile z nich zaczęło się realizować potem i, co ważniejsze: w realizacji ilu z nich pomaga spożywanie alkoholu?
No właśnie – upojenie alkoholowe co prawda powoduje uwolnienie myśli, stan „der Wille zur Macht”, a paradoksalnie ten sam stan upojenia uniemożliwia osiągnięcie tych marzeń. Jeśli po pijaku postanowisz, że będziesz świetnym gitarzystą – czy będzie Ci łatwiej ćwiczyć chwyty na trzeźwo czy na bani? Jeśli postanowisz zadziwiać świat muskulaturą i figurami kalistenicznymi – będziesz ćwiczył na trzeźwo czy pijany? Czy spożywanie alkoholu wzmoże Twoje umiejętności i syntezę aminokwasów, czy raczej ją pogorszy?
Dlaczego w ogóle się pije? Śmieszą mnie zawsze te górnolotne sformułowania o smakowaniu, bukietach itd. Przecież pije się napije alkoholowe, bo w nich jest alkohol. To jak odpowiedź Kwinty na pytanie, dlaczego zrobił tyle banków - „Bo tam były pieniądze”. Jest zatem alkohol, a on oszałamia. Pijesz, bo chcesz poczuć wpływ alkoholu na swój organizm, tak samo jak pijąc wodę, chcesz też poczuć jej wpływ na ustrój. Tak samo jak przyjmując dowolny inny napój, pokarm lub substancję.
To przyjemne rozluźnienie, miły nastrój lekkiej euforii, dobry nastrój – to wszystko jest w Twojej głowie. Świat pozostaje taki sam niezależnie od tego, czy pijesz, czy nie. Niedokończona praca nie kończy się przez picie, niezrobiony trening jest nadal niezrobiony, kałdun masz nadal niezależnie od tego, czy wypijesz mniej czy więcej. Jeśli zaczynałeś pić jako człowiek słaby, pozostajesz słaby.
Ale coś się zmienia. Zmienia się to, jak do powyższego podchodzisz. Te tematy już nie są tak doniosłe. Przyciasny kołnierzyk koszuli rzeczywistości, czasem podobny do koszuli Dejaniry, jakby mniej uwiera, można odpiąć górny guzik.
Co Ty robisz? Ty uciekasz.
Ogarnięty mężczyzna ucieka tylko wtedy, gdy walka jest z góry skazana na niepowodzenie. Robi odwrót w sytuacji beznadziejnej „live to fight another day”. I są to sytuacje wyjątkowe i zupełnie sporadyczne.
Ogarnięty mężczyzna nie boi się rzeczywistości, bo ona jest jego częścią. On jest rzeczywisty i jego otoczenie, kontekst i sytuacja też. Jego kobieta, jego dzieci oczekują i potrzebują mocnego zakotwiczenia mężczyzny w rzeczywistości.
Może i Barnes w „Plutonie” Stone’a był totalnym czubkiem, ale miał rację gdy mówił: „Why do you smoke this shit? So as to escape from reality? Me, I don’t need this shit. I am reality.”.
Widziałem i widzę dużo kolesi, którzy popijają i robią z tego bzdurną otoczkę. Dla młodych: melanże i rozkminki. Dla moich rówieśników: bon ton, single malt albo winko takie a srakie (pardonnez moi, czytaj: „wybijają się nuty zielonej papryki i trawiaste”).
Młodym chłopakom można jeszcze wybaczyć, bo taki przywilej wieku – w dodatku metabolizm alkoholu też jest zupełnie inny u 20 latka, zwłaszcza bardzo aktywnego fizycznie.
No bo w sumie: co jest łatwiejsze – odkorkować winko czy solidnie przysiąść do roboty, wymurować ścianę, przekopać ogródek, robić każdy trening z systematycznym dokładaniem ciężaru (a to boli)? Winko łatwiejsze.
Rzecz jednak w tym, że po wypiciu winka rzeczywistość uparcie jest taka sama. Nic się nie zmieniło. Jeśli mielibyśmy być precyzyjni, to często rzeczywistość jest gorsza - jesteś bardziej zatruty, wchłonąłeś niepotrzebne kalorie, które powinieneś spalić (ale nie zdążysz, więc przyrasta tkanka tłuszczowa, bardzo niebezpieczna dla męskiej gospodarki hormonalnej). Oczywiście, może i znajdą się argumenty, że alkohol ma zalety, np. ułatwia socjalizację. Ba! Może i przynosić wielkie korzyści, bo przecież w trakcie tzw. kolacji biznesowej udało się dopiąć dany kontrakt. Takie tłumaczenia są oczywiście fałszywe, bo mylą skutek z przyczyną: przyczyny zawarcia danej umowy czy innej ludzkiej współpracy i wymiany dóbr i usług są pozaalkoholwe, a dopiero skutkiem consensusu w sprawach zasadniczych jest picie.
W każdym razie picie winka jest łatwe. A jak dodamy do tego jeszcze kilka profesjonalnych monochromatycznych zdjęć (trunek w odpowiednim szkle, w tle otwarta książka o doniosłej i niebanalnej treści, szkice maszyn Leonarda) to wydawać się może, że picie jest zajęciem uduchowionym i szczytnym.
Oczywiście – byli przecież ci wspaniali twórcy i oni pili. Taki Hemingway na przykład.
Tylko czy chciałbyś spotkać Hemingwaya jak rzyga i śpi we własnej urynie po kolejnym twórczym akcie? Czy chciałbyś patrzeć w jego przekrwioną, sflaczałą twarz i widzieć jego obwisłe ramiona, którymi jedynie podnosi do ust szklankę albo stuka na maszynie? Chcesz być i takim Hemingwayem? (tak wiem, że walczył też w Hiszpanii. Menel spod „Kapselka” też pewnie wcześniej coś robił).
Ogarnięty mężczyzna ma zdolność widzenia rzeczy tak, jak się mają.
Alkoholowi towarzyszą często jakieś atrybuty, które mają go uwierzytelnić. Rzecz w tym, że te same atrybuty bronią się per se bez towrzystwa alkoholu. Bond pił i raczej pije (zobaczymy czy nadal, bo premiera „No Time To Day” się odwleka) ale za jego sukcesami i atrakcyjnością nie stoi picie. Daniel Craig budując formę do „Casino Royale” nie miał w rozpisce 3 x Bushmillsa i 20 serii Buda.
Zachęcam Cię do powitania rzeczywistości bez alkoholu. Zobacz, jakiego pozytywnego kopa da Ci kolejne poprawnie zrobione powtórzenie, uczciwie przepracowany dzień, zaoszczędzona płaczliwa uwaga, nowa kochanka w łóżku czy też nowe sztuczki i umiejętności z dotychczasową. Przekonaj się, masz wspaniały system hormonalnego wydzielania wewnętrznego i że do budowania lepszego ja nie jest ci potrzebny żaden zewnętrzny związek chemiczny, a zwłaszcza trucizna.