Trochę się zbierałem do tego tematu ale może się uda napisać coś z sensem…
Miałem w swoim życiu co najmniej kilka ‘chwil grozy’. Pierwszy to taki, którego nie pamiętam, bo byłem niemowlakiem mając ‘nieuleczalną chorobę’. Smutna historia lecz mało istotna… wystarczyła dieta i berbeć wrócił do żywych.
Podstawówka i średnia jakoś tam przeszły, ale na studiach to już się rozkręciło. Nie liczę posądzenia o ojcostwo, i to dwukrotnego, bo to nie w temacie. Gdy na badaniach kontrolnych się dowiedziałem, żem rakowy, moja percepcja się nieco zmieniła. Zacząłem śmieszkować ze wszystkich i ze wszystkiego, przede wszystkim z siebie samego.
Gdy po jakimś czasie okazało się, że to była pomyłka laboratorium, nieco rozjebało mi umysł. Byłem gotowy na śmierć a tu nagle strzał, że jednak będę żył. Czyżby?
Los chciał (przeznaczenie, świat, Jezus Chrystus, Budda, Potwór Spaghetti, Zeus, Kosmos, Ja Sam), że będę uprawiał sporty ekstremalne. Zacząłem od wody i poprzez ziemię wylądowałem w powietrzu. I to dosłownie bo po kiepskim lądowaniu połamałem sobie nogę. Leżąc pośrodku lasu na górskim zboczu różne myśli przychodzą do głowy… Na przykład te jak ściągnąć skrzydło z tych drzew?… A na serio to pierwszą myślą po wylądowaniu było: : Czujesz palce stóp?
Czułem. Wszystko było w porządku. Trochę pracy i można było wracać do latania. Kolejne loty, kolejne wypadki i w końcu taki, który wywalił mnie z imprezy.
Diagnoza: Wszystko w kolanie do wymiany. Świetny żart włoskiego chirurga w związku z moimi żartami na każdy temat.
Pośmiałem się z potem spływającym po plecach i zasnąłem. Koszmary nie dały rady… Wróciłem do latania.
Zanim jednak do nich doszło wybrałem się na wyprawę na Krym. Dawne dzieje, jakby to kogoś dziwiło, sprzed Unii Europejskiej.
Na Czatyrdachu było burzowo, jak zwykle, i waliło piorunami. Czy to było ryzykowne? Na pewno.
Później napiszę więcej bom niezdrów jakoś… :