Dobra pany i panie, mam ciekawy przykład z życia. Wczoraj. Jechałem Rzymowskiego do Galerii Moko. Rzymowskiego w tamtym fragmencie to jest jebitna szosa, w jedną stronę 4 pasy. Ruch całkiem spory, mimo, że sobota wieczór.
I co ja pacze!
Jakieś 200m przede mną, w poprzek drogi, nie to że na jakichś pasach czy coś, ot tak po prostu na przypale, ZAPIERDALA rowerzysta. Totalnie w poprzek, prostopadle. Nie wiem, jak się dostał na pas rozdzielający jezdnie, pewnie tak samo.
No i zapierdala ten rowerzysta. Na plecach kuferek z jakiegoś Uber Eats czy tam innego pyszne.pl.
Gość zapierdala, jak wspomniałem. Widać chciał uniknąć bliskiego kontaktu z autami do niego się zbliżającymi, m.in. z moim. Więc ciśnie jak szatan!
Myślę sobie - oho! Będzie grubo. Zwolniłem, co by nie być ciąganym potem po sądach za skasowanie welocypedu i jego chuderlawej osoby, przy okazji. Nie ukrywam też, że chciałem zobaczyć, co on odpierdoli, jak już dojedzie do punktu docelowego - pobocza, gdzie wystawał taki konkretny krawężnik, na jakieś 15 cm.
No więc jadę te 15km/h i patrzę. Nawet mu kibicuję! Może i niespełna rozumu, ale też ma prawo żyć!
Dojechał. Napotkał krawężnik. Jeeeb! Przekoziołkował, ryjem wyłożył się, na szczęście na jakąś trawę, która była dalej. Pakunek z żarciem dla jakiegoś biednego, głodnego Seby rozjebany na 5 metrów. Koleżka leży, coś tam niezadowolony chyba (ależ dlaczego!?). Zwolniłem jeszcze bardziej, prawie się zatrzymałem, może się połamał czy coś, nie wiem, karetkę wzywać? Ale ok, młody ziomeczek, może to i nie pierwszyzna dla niego taka wyjebka xd. Dziarsko się podniósł, w pizdu wyjebał kuferek, jedzie dalej rowerem, po trawniku. Może zwątpił w tym momencie w sens wykonywanej przez siebie pracy?
Nie wiem. Stwierdziłem, że chyba da sobie dalej radę sam. Pojechałem dalej.
Grubo się bawią w mieście stołecznym rowerowi chuligani xddddd
PS. Byłem kompletnie trzeźwy, chociaż nie powiem, przez moment sam zwątpiłem w to, co widzę, czy to się dzieje naprawdę.