Prorokiem nie jestem:🙂 ale chyba chłop nie miał do tego serca. Przeciętnemu oglądaczowi się wydaje, że to super sprawa, ale wyobraź sobie, że wychodzisz do ringu, zbierasz czasem straszne ilości mocnych uderzeń na głowę, a to nie są przelewki. Kiedyś dawno temu występowałem jako zawodnik w formule kickboxing/K1 i powiem ci, że bywały zawody, po których 2 tygodnie się regenerowałem, żeby wrócić do “żywych”. Łeb obity, huczy ci w nim jeszcze ze 3 dni po zawodach, uda obite, korpus obity, generalnie boli cię każda kosteczka na ciele. Trzeba nie tylko kochać ten sport ale mieć specyficzną psychikę do jego uprawiania. Bo każdy zawodnik jest tylko człowiekiem, a więc targa nim cała gama uczuć jak strach, panika etc. Znam chłopaków, którzy w komfortowych warunkach sparingów w klubie byli świetni a na zawodach zjadała ich trema i głupio przegrywali. Nie ma jednego wzorca.
Kariery ludzie kończą z różnych powodów. Bo się nie dogadują z promotorami (częsty przypadek) i ich kariera stoi w miejscu, bo mają jakiś inny pomysł na życie (zarobili już parę groszy) i stwierdzają, że lepiej robić to niż obijać sobie łeb, zwłaszcza, gdy brak perspektyw na coś większego.
Jedni kończą, bo nie mają zbytniej wyobraźni i zbyt późno zauważają, że z ich ciałem dzieją się dziwne rzeczy albo że nic w tym sporcie nie osiągną. Inni z kolei kończą, bo mają zbyt dużo wyobraźni i wiedzy czym ryzykują, więc podejmują decyzję, że zamiast w sport wyczynowy, lepiej iść w amatorkę i inne zajęcia w życiu (mój case np.). Często jednak zostają na zapleczu tj. idą w sędziowanie, trenerkę, prowadzenie klubów etc. Każda historia inna,
Krzysztofa Zimnocha pewnie też. Ale oglądając go powiem dyplomatycznie, nie jest to bynajmniej jakiś wielki zmarnowany talent.