Luźna refleksja piwniczaka. Swobodne obracanie talerzy nie dotyczy tylko kobiet, również wykładów o algorytmach.
Właśnie próbuję douczyć się czegoś żeby zrozumieć temat mojej pracy dyplomowej i pociągnąć to dalej.
Przerabiam wiele kursów video, płatnych i bezpłatnych.
Słucham po 10 minut. Wiekszość jest piekielnie, po prostu kurewsko, kurwesko nudna.
Nie dlatego, że tematy nudne, tematy są fascynujące!
Ludzie, wykładowcy, profesorki, profesorzy, magistranci, docentki, chujwiekto, którzy podają te tematy są w większości nudni, bez życia, bez umiejętności przekazywania wiedzy, ich niby-żarty są nieśmieszne, ich wykłady stają się żałosne.
Dzięki swobodnemu obracaniu talerzy, czasem po kwadransie, czasem po godzinie, mogę z wielką radością przełączyć się na kogoś innego.
Wyobrażam sobie, jaką niesamowitą frustrację bym przeżywał, gdybym zapisał się na jeden jedyny kurs u jednego z większości wykładowców, nawet na renomowanym MIT, który tak piekielnie nudny zabiłby we mnie wszystko - zainteresowanie tematem, chęć do napisania tej pracy, po dłuższym czasie nawet do życia, widząc jego bezsens i tego co on/ona robi.
Podsumowując:
próbując tego co nam daje wielu, naprawdę wielu ludzi (kilkadziesiąt osób minimum), możemy sobie wybrać to co nam naprawdę pasuje i poprawia nasze życie, a eliminować natychmiast to, co działa na nas niszcząco.
(Nie mówię tu nic o dawaniu i ruchaniu, bo tylko oglądam wykłady, nie rucham tych gości i babki na ekranie, bo swoją drogą są nieruchable - zblazowani, chudzi, źle ubrani naukowcy bez energii.)
Szukam dalej i co ciekawe: wiem że nie znajdę jednego jedynego/jedną jedyną, który/a wytłumaczy mi wszystkie algorytmy świata - znajdę ich kilkanaścioro zapewne, którzy wytłumaczą mi co potrzebuję, każde po swojemu.