Jakby wrzucili tam D’Onofrio to swoim poziomem jeszcze bardziej by podkreślał nijakość reszty obsady. Zresztą przy tych decyzjach scenariuszowych, nie ma aktora, który uratowałby to fiasko. Nawet on jako gadajácy do sowy schizofrenik wywoływały tylko kolejne WTF.
Chyba wiem już jak sformułować moje zarzuty względem czarodziejek. Nie żeby aktorki były paszczurami, ale decyzję kostiumowe, oświetleniowe i scenariuszowe pozostawiają bardzo wiele do życzenia. Np. Jedynym, którego zaskakuje uroda Yen jest niemy elf w kanałach. Nawet pozbawiona mocy powinna mieć rozpisaną choćby drobną scenę, że mimo oblepienia gównem (swoją drogą zajebiście czyste te kanały) nie pasuje do tych okoliczności. Franceska częstująca żołnierzy białą polewką przy ognisku też pasuje tam jak pięść do oka. We Władcy Pierścieni jest podobna dodatkowa scena, jak Eowina podaje Aragornowi polewkę. Nie dość, że dodano jakiś humor sytuacyjny, to mimo zgrzebnego stroju, Miranda Otto i jej otoczenie dużo lepiej oddaje urodę i kobiecość. Z tej samej produkcji, Arwena jest przedstawiana jako piękność w każdej scenie (mimo że Liv Wylder to praktycznie ta sama liga, co aktorki z Wiedźmina) i faktycznie w to łatwo uwierzyć.
Nie umiem za to uwierzyć, że pełzająca po paprociach i kamieniach Yennefer, co chwilę płacząca, krzycząca i rozpaczająca jest w jakikolwiek sposób podobna do oryginału. Desperacja i brak opanowania były domeną relatywnie młodej Triss (czego trochę jest w drugim sezonie). W książkach to wrażenie jest oczywiste dla każdej czarodziejki - są stare, potężne, piękne i dumne - nawet w obliczu śmierci lub zagrożenia. Częścią urody kobiety jest to jak ją wykorzystuje - jak mam uwierzyć, że wszystkie te sfrustrowane podlotki to są realne władczynie niemal całego kontynentu?
Widzę za to drobne plusy względem pierwszego sezonu:
- Efekty komputerowe i choreografia walk ładniejsze i częstsze.
- Ładniejsze czarodziejki (inna charakteryzacja albo filtry na przykładzie Triss).
- lepsze, ładniejsze zbroje (Nilfgaardu i Redanii)