leto Imbryk no ale co się stało, jak to działa, że się zresetowałeś?
Zmiana roboty i podejścia do niej.
- Zmiana roboty: no ja mam to szczęście że po tym wypaleniowym epizodzie znalazłem robotę w moim WYMARZONYM miejscu pracy tu gdzie obecnie mieszkam.
Edit! To robota mnie znalazła. Zadzwonili do mnie sami. Rekrutacja trwała chyba z 7 miesięcy bo mieli dziwne problemy. Ale w końcu tam wylądowałem.
Mógłbym tu sprzątać kible a i tak byłbym zadowolony (oczywiście za obecną pensję inżyniera) - ile to razy ładowałem zmywarkę, niosłem komuś paczkę, sprzątałem itd bo lubię to miejsce i tych ludzi.
- Podejście: robię co mi każą. Zupełnie nie w zawodzie. Marnuję się. Robię poniżej kwalifikacji. Ale szefowie są szczęśliwi bo robię im to co ich pali, rozwiązuję im ich obecne problemy. Ale znajduję sobie różne robótki (skrypty, programiki, sprzęty, znajomości) które mocno mi tą"poniżej kwalifikacji" robotę ułatwiają i robią ciekawszą, ale trzeba się wysilić. Napisać programik, douczyć się czegoś, dopytać paru osób co jak działa.
Potem okazuje się że po 3 latach znam to miejsce lepiej niż niejeden co przerobił tu lat 20. Bo ja się szwendam, pytam, poznaję, zapamiętuję. Mam znajomych w wielu egzotycznych działach, odwiedziłem sporo warsztacików i biur, serwerowni i pompowni, obdzwoniłem dziesiątki osób w oddziałach zamiejscowych.
Ludzie lubią opowiadać o swoich historiach i swojej pracy, więc mam różne kontakty w najmniej spodziewanych miejscach.
Czasem uda się schlać w jakiejś delegacji z dyrektorem pionu czy kierownikiem i okazuje się że pracuję z zespołem, którego wielki kierownik był niedawno moim kumplem od wódy - inny rodzaj relacji.
To wszystko powyżej to część pakietu antywypaleniowego @leto .
Ta praca była moją ostoją, bazą i portem przy ucieczce z toksycznego związku - szafka pełna ubrań i dokumentów, dobre 30 osób pomocnych, znających moją sytuację, nocleg w salce konferencyjnej gdy nie miałem się gdzie podziać.
Ale ja tak mam, to nie pierwsza firma, w której mam obsikane mnóstwo hydrantów i murków.