user_deleted Wiecznie. Nie zrobisz - nie wyjdziesz. Nie zrozumiesz. Nie wyjdziesz. Nie przerobisz czegoś setki razy - nie wyjdziesz. Nie zrobisz nic. Będziesz wiecznie siedzieć nad tym przedmiotem.
Świetny przykład. Ja też coś takiego pamiętam, tylko u mnie nie było czegoś konkretnego po prostu “miałem siedzieć”, tylko, że mnie goniła matka. Moją piętą achillesową była historia. Kurwa, jak to czytałem, to kilka zdań i od razu odpływałem, jacy ludzie głupi i jak ja bym to zrobił, wkuwanie na blachę po prostu było dla mnie autentyczną egzystencjalną torturą 🙂
user_deleted Zresztą z takich dobrych rzeczy to to, że chciał mieć syna, miał córkę.
Myślę, że to nie było tak, że twój ojciec wolał mieć syna, ale po prostu chciał mieć syna, chciał komuś przekazać swoją “spuściznę”, przekazać jakich rzeczy się nauczył.. w sumie nie ma w tym nic dziwnego, mi tego bardzo brakowało ze strony mojego ojca. Chociaż, wykazywał od święte pewne zachowania, świadczące o tym, że chciałby, żebym coś robił lepiej, ale sam nie wiem czy to nie była taka “rodzicielska masturbacja”. Trochę tak jak, się od święta kuzyn chwali się, jaką to jego syn ma zajebistą pamięć i ogrywa wszystkich w “memory”.. Chyba jedyny problem jest wtedy, jak facet ma same córki. więc ta chęć przekazania spuścizny, może znaleźć ujście tylko w którejś córce.. Ale w sumie jest to trochę przykre, bo jednak masz takie namacalne poczucie, że “szkoda, że nie jesteś facetem”. Myślę, że w zdrowej rodzinie, takie rzeczy powinna zauważać matka i takie zachowanie powinno być przedmiotem dyskusji pomiędzy rodzicami..
user_deleted jak się totalnie uparłam i zrozumiał, że mam talent plastyczny i to kocham, że będę architektem xD
Właśnie to też jest trochę beznadziejne, bo dziecko się interesuje wieloma rzeczami, ale w pewnym momencie jak już się nasyci i zaspokoi ciekawość “czym to się je”, to zaczyna się interesować czymś innym, a u Ciebie jakby od razu chciał Cię pchać w kierunku “przejścia na profesjonalizm”.. No niby jakby myślał przyszłościowo, za Ciebie, ale nie brał pod uwagę, że trzeba spróbować wielu rzeczy, żeby później umieć porównać, co ci się w czym podobało. I jak już zapał ustał w jednej rzeczy, i chciałaś coś innego, to już twoje myśli uciekały gdzieś indziej, a tu Cię ktoś terroryzował, że masz siedzieć na dupie i wkuwać.. Zajebiste rodzicielstwo 🙂
Ale mi przypominałaś w sumie, kurwa magnum opus mojego ojca w tej materii..
Ojciec miał takiego kolegę w pracy, który był albo elektronikiem, albo takim hobbystą, sam nie wiem. Sam nie wiem jak to się stało, ale gdzieś tam zacząłem się tym interesować. Miałem jakieś diodki, rezystorki, był “medżik”. Matka mi kupiła taką książkę dla dzieci z pierwszymi schematami. Pamiętam, że nawijałem cewkę na rdzeń ferrytowy, który kurna wyjąłem ze starego radia ze śmietnika, żeby zrobić radio. Taki prosty układ, żeby odbierał “jedynkę”.. Do dziś pamiętam, na jednym końcu 8 zwojów, na innym 200.. 🙂 Albo innym razem zrobiłem taki układzik z fotorezystorem, który brzęczał jak się wyłączało światło, i jak matka przychodziła mnie kłaść do spania i wyłączać światło, to zostawiłem i brechtałem się pod kołdrą, że nie wie co się dzieje.. No i pewnego dnia, mój wspaniały ojciec, pomyślał sobie, że skoro jestem taki zajebisty, to muszę przejść na kolejny level wtajemniczenia i on mi kupił książkę, a jak tatuś kupi, to nie ma huja we wsi.. Nazywała się “Sztuka elektroniki tom 1 i 2” Horowitz, Winfield. Kiedyś, już po studiach wpisałem w google “dobra książka do elektroniki” i była to jedna z dwóch polecanych pozycji.. Ale ja pamiętam, że nie umiałem przez to przebrnąć, ta książka po protu byłą dla mnie za trudna, a próbowałem kilka razy, ale wymagała podstaw, których nie miałem. “L di po dt” w opisie cewki.. no dziś już wiem, że to był rachunek różniczkowy, ale wtedy bez internetu, wymiękłem. Bo oczywiście kupił mi i mnie cwaniak z tym zostawił.. Do tej pory przez to mam problemy, żeby zrozumieć jak działa tranzystor, niby wiem, ale i tak zawsze mi się wydaje, że czegoś nie rozumiem, przez to, że wtedy nie umiałem pojąć, czego dokładnie nie rozumiem.. ech.. Moim zdaniem, jedną z pierwszych rzeczy jakie powinno się uczyć rodziców, to taka, żeby nie zaspokajać dziećmi swoich własnych niespełnionych ambicji..