Im dłużej pracuję nad sobą tym większą zauważam u siebie trudność w poruszaniu się w relacjach międzyludzkich, w szczególności dotyczy to moich relacji z facetami. Nie chodzi przy tym o to, że się wstydzę (bo się nie wstydzę) czy, że nie jestem otwarty (bo jestem), a o pewien rodzaj niewidzialnego muru, który oddziela mnie od innych mężczyzn z mojego otoczenia.
Miałem kilka relacji, które szumnie nazywałem wcześniej “przyjaźniami”, ale tak naprawdę nigdy nie udało mi się zbudować bliskości z drugim facetem - być w relacji z nim, a nie z jego maską, osiągnięciami, przechwałkami, chęcią rywalizacji ze mną. Nigdy żaden facet na żywo nie potrafił się przede mną otworzyć, rozpłakać, powiedzieć mi, co czuje, co go smuci, martwi (nie chodzi mi przy tym o zwykłe narzekanie na pogodę, rząd czy podatki). Moje relacje z facetami były i są nieautentyczne - i szczerze mówiąc gdy tylko ktoś w rozmowie ze mną zakłada maska i zaczyna się przechwalać swoją zajebistością włączam tryb “auto” i przestaję go słuchać, rzygać mi się tym już chce.
Im więcej różnych lektur i ćwiczeń duchowych tym większa moja wrażliwość na detale, których wcześniej nie dostrzegałem. Widzę jak wielu facetów jest zamrożonych, pochowanych za aurą zajebistości, za własnymi rzekomymi sukcesami. Wstydzą się własnej wrażliwości. Wstydzą się własnych słabości i uczuć. Znam źródło pochodzenia tych uczuć, sam w końcu kiedyś taki byłem.
Jeden z najbardziej inspirujących mnie filozofów Epikur nazywał męską przyjaźń największą wartością w życiu mężczyzny. Wiaderny (w tej roli Cezary Pazura) w filmie “Kroll” mówił, że tylko męska przyjaźń jest coś warta, a cała reszta to jedno wielkie gówno (za wyjątkiem moczu). Wychodzi na to, że bardzo dużo tracę.
No i tu pytanie - czy udało się Wam mężczyznom taką przyjaźń z drugim facetem zbudować? Nie chodzi mi o wspólne picie piwa czy wypad w góry czy na mecz (bo takie relacje to ma praktycznie każdy z nas), a o otwartość i szczerość w relacji, możliwość pokazania się takim jakim się jest - prawdziwym. Nie zawsze silnym, z życiem ogarniętym na tip top, pewnym siebie, zawsze wesołym, restrykcyjnie przestrzegającym diety i reguł no fap, ale i słabym, wrażliwym, czymś podłamanym, nie radzącym sobie z pewnymi rzeczami, posiadającym problemy, zaliczającym potknięcia. W to, że i tacy nie bywacie nie uwierzę 😉
Ciekaw jestem Waszych doświadczeń. U mnie jest pod tym względem bryndza. Z kobietami idzie mi o niebo łatwiej, ale, że nie przepadam za rolą tampona emocjonalnego to i takie sytuacje staram się ograniczać.