“Pierwszy odruch życia”- nie rozumiem tego określenia. Dla mnie sytuacja o jakiej piszesz, to nic nadzwyczajnego. Bardzo wielu ludzi przez to przechodzi. Sam mam na koncie takie doświadczenie.
U mnie rutynowe badanie przesiewowe, diagnoza rak. Jest to zawsze “jak cios pałką w łeb”. Z tego co mi wiadomo, to typowy facet mający dobre relacje z rodziną (tak jak jest w moim wypadku) w takiej sytuacji myśli przede wszystkim o zabezpieczeniu potrzeb tejże.
Porządek w papierach, pełnomocnictwa dla rodziny co ma robić po mojej śmierci, ubezpieczenia itd. Mając tą nieprzyjemną diagnozę za sobą i opanowawszy emocje żyłem dalej normalnie skupiając się na leczeniu.
Nauczyłem się swojej choroby, przez jakieś dwa tygodnie przyswajałem sobie najnowszą wiedzę medyczną korzystając min. ze specjalistycznego forum, gdzie moderatorami są wybitni lekarze o bardzo dużym doświadczeniu klinicznym. Szybko skumałem się z podobnymi sobie, jeżdziłem min. na zjazdy uczestników tego forum onkologicznego, gdzie zawsze są też zaproszeni lekarze (świetni ludzie). Są to bardzo wesołe, onkologiczne imprezy.
Moim pierwszym odruchem życia, po poinformowaniu najbliższych był telefon do moich kumpli. Mam sporo przyjaciół z którymi trzymam od lat i się zawsze wspieramy w trudnych chwilach.
Żona kumpla wymyśliła, żebyśmy poszli we troje do kina (miałem błogosławieństwo od mojej żony). Warunek żony kumpla był tylko taki, ze ona wybierze film, który jej się podobał. Siedliśmy w ostatnim rzędzie w multikinie we troje (tylko) i ja z kolegą piliśmy wódkę racząc się zakąskami przygotowanymi na tą okoliczność przez jego żonę. Nie powiem, było wesoło😂.
Jak tylko doszedłem do siebie po seansie w kinie, co trochę trwało, to zadzwoniłem do roboty do Niemiec i poinformowałem szefa, że niestety, ale ze względu na raka nie będę mógł się stawić na najbliższej zmianie.
Dziesięć minut póżniej miałem telefon od właściciela firmy (jakieś tysiąc osób personelu). Że mam się nie martwić o robotę, praca na mnie czeka, że jestem bardzo dobrym pracownikiem i mam się skupić na leczeniu, a jeśli mam jakiś problem, to mam się nie wstydzić i dzwonić do firmy, a na pewno mi pomogą.
Mój niemiecki krwiopijca i wyzyskiwacz kazał mi wypłacać normalną pensję (wysoką) przez cały, gdzieś siedmiomiesięczny pobyt w domu (leczenie+ rehabilitacja).
Mając ogromne wsparcie rodziny, przyjaciół i firmy żyłem normalnie i czułem się po prostu wspaniale.
Jeszcze przed operacją zaliczyłem parę spływów kajakowych😂.
Pamiętam, że w czwartek mnie wypisywali ze szpitala, a w nadchodzący weekend był fajny spływ kajakowy (początek marca). Spytałem pana ordynatora przy wypisie czy mogę jechać obiecując solennie, że będę uważał na te moje lekko
wypatroszone bebechy.
Pan doktor mi powiedział: “A jedż pan” No to pojechałem dzień po wyjściu ze szpitala, po wycięciu raka na spływ kajakowy z namiotami😂.
Reasumując, jedyne, co chciałbym po sobie zostawić to porządek w papierach (żeby rodzina nie miała problemów) i żyłbym normalnie nic nie rozkminiając.
W środowisku w którym od lat funkcjonuję mięczaków się nie toleruje.