Kochanek mnie ‘rzucił’, a dokładnie odebrał mi to, co było dla mnie najcenniejsze w naszej relacji. Jestem przekonana, że na zasadzie ‘nie chcesz mi dać tego, czego potrzebuję, to utnę ci dostęp do źródełka i zobaczymy jak zaśpiewasz’ oczywiście z deklaracją, że trzymajmy kontakt, rozmawiajmy, liczmy na siebie, jesteś mi bliska, ect. = zaproponował mi przyjaźń bez seksu, a ja na to ze z Nim wolałabym seks bez przyjaźni. Czyli z mojej strony plaskacz, a z jego foch.
Okazało się, że pozował na poszukującego FWB, dobrze żarło aż zdechło gdy odebrał nowo zakupione mieszkanie, zaczął je urządzać i włączyło mu się gniazdowanie typu: wspieraj mnie, chwal jaka piękną gładź położyłem, posłuchaj jak mnie baba chciała oszukać na materiale do uszycia żaluzji weneckich, choć pojedziemy po szafkę do łazienki, pospuszczajmy się nad nią, umywalka 40tka czy 50tka? podoba Ci się ta faktura, ten deseń, ta lampa do sypialni? choć pochodź ze mną do salonów z kuchniami, poudawaj oszczędną zonę, to może wycenią kuchnię taniej, bo jak chodzę sam, to myślą ze handluję mieszkaniami i mi cenę podbijają. A ja … nie będę robiła za żonę skoro nie posiadam jej przywilejów. Zresztą ja na zonę nie aplikowałam. Czyli nie tyle nie był empatyczny, jak pytałeś, tylko nie trzymał się umówionej linii.
Anyway do czego zmierzam - wykminiłam sobie, że może lepiej byłoby wejść w relację z kimś ‘odwrotnym’ czyli niedeklarującym się na relację seksualna z rozdzieleniem żyć, a w procesie jej rozwoju do tego doprowadzić. Zaznaczam, że celuję w facetów samotnych, niemłodych, bezdzietnych wiec nie uważam żebym im tam psuła jakieś plany/’stawała na drodze do szczęścia’ swoją obecnością. Tylko brak mi doświadczenia z facetami wyjątkowo miłymi, a Ten nowy na oku taki jest żeby go nie wystraszyć.
Zamiary: relacja seksualna na wyłączność (must have) + rozrywki (opcjonalnie, bez sponsoringu). Oddzielne życia, mieszkania, kasa, ect.