‘Otel – historia alternatywna’
Pewnego razu na jednym z warszawskich osiedli, w średniej wielkości apartamencie ktoś włączył tv. Akurat leciały wiadomości. Oglądający je jegomość w średnim wieku przyglądał się scenom z polsko – białoruskiej granicy i słuchał komentarzy dziennikarzy. Żołnierze straży granicznej budowali ogrodzenie z drutem kolczastym a koczujący po drugiej stronie uchodźcy z krajów muzułmańskich próbowali przedostać się na stronę polską. ‘Dziwna walka’ – pomyślał jegomość.
Nazywał się Otel i miał lewicujące poglądy. Nie mógł zrozumieć dlaczego Polacy nie chcą wpuścić tych nieszczęśników do swojego kraju. Postanowił więc wziąć sprawy w swoje ręce i zorganizować dla nich pomoc. Przeglądając internet natknął się na prawdziwą burzę pomiędzy zwolennikami i przeciwnikami wpuszczania uchodźców. Jednym z argumentów przeciwników był fakt ponoszenia kosztów utrzymania ich w naszym kraju, zachęcali oni aby zwolennicy sami przyjmowali uchodźców we własnych domach i ich utrzymywali.
Otel uznał, że skoro tak to udowodni wszystkim, że tak można. Nie dość, że sam przyjmie kogoś to jeszcze zachęci innych do tego samego.
Zadzwonił do jednostki wojskowej przy granicy i powiedział, że chce przyjąć uchodźców. Po rozmowie okazało się, że trzeba spełniać określone warunki przyjęcia i utrzymania, do tego są koszty podróży i jeszcze kilka innych opłat, które trzeba będzie ponieść. Otel nie zraził się tym i powiedział, że ma wolny pokój do którego może przyjąć jedną osobę ale zorganizuje miejsce pobytu dla większej liczby migrantów. W odpowiedzi usłyszał, że jeśli tak to zaczną przygotowywać dokumenty i w ramach bonusu zorganizują mu transport do Warszawy gratis (znaczy na koszt podatników).
Uradowany Otel zaczął poszukiwania chętnych dołączenia do akcji od swojej klatki w swoim bloku. Po kilku dniach miał 4 chętnych z czego jeden miał dwa wolne pokoje i mógł przyjąć dwie osoby.
Tydzień później po uzupełnieniu dokumentów pojechał na granicę odebrać 6 osób walczących o lepsze jutro. Zdziwiony dowódca osobiście poszedł przekazać wieści na drugą stronę. Akurat uchodźcy szturmowali ogrodzenie rzucając na nie gałęzie i różnymi narzędziami starali się je uszkodzić. Po usłyszeniu propozycji nastała konsternacja i uchodźcy odeszli w las. Słuchać było podniesione głosy jakby się między sobą kłócili. Po kilku minutach wyszło 6 osób, jeden odrzucił na bok duże nożyce do metalu.
Wojsko zapewniło im transport i pod wieczór byli w Warszawie. Otel pokazał swojemu nowemu przyjacielowi – Ahmetowi - jego pokój i wyjaśnił co i jak po czym poszedł z pozostałymi do innych mieszkań. Ibrahim i Salim trafili razem do jednego mieszkania, tam gdzie były dwa wolne pokoje. Pozostali, czyli Muhammad, Dżamil i Nasir zamieszkali w innych mieszkaniach dwupokojowych. Cała szóstka w tej samej klatce tego samego bloku.
Następnego dnia Otel znowu oglądał wiadomości w tv i ponownie ujrzał przygraniczne problemy. Tłumy uchodźców nadal bezskutecznie starały się przedostać przez granicę. Ich sytuacja była coraz trudniejsza – głosiły komunikaty na pasku.
Zaniepokojony Otel postanowił działać. Następnego dnia wraz z przyjaciółmi, u których uchodźcy już mieszkali, ruszyli do następnych klatek w ich bloku. W efekcie 18 osób zgodziło się na przyjęcie 20 uchodźców. Wypełniono papiery i czekano.
Tydzień później wojskowa ciężarówka przywiozła 20 osób, które szybko rozlokowano wedle ustaleń.
Zadowolony Otel włączył wiadomości i oniemiał. Po raz kolejny zobaczył jak tragiczna jest sytuacja uchodźców na granicy a państwo nic z tym nie robi. Zagotował w środku i następnego dnia zebrał przyjaciół i ruszyli do sąsiednich bloków na osiedlu. Akcja przyniosła całkiem pozytywne reakcje mieszkańców. W ciągu kolejnych dwóch tygodni do jednego bloku przyjechało 22 osoby a do drugiego 26.
W ciągu następnego tygodnia trzy kolejne bloki zasiedlało już odpowiednio 21, 20 i 25 uchodźców. W następnym tygodniu dojechało jeszcze 48 osób do pozostałych dwóch bloków.
I tak oto na osiedlu mieszkało już 188 uchodźców. Zadowolony Otel wrócił zmęczony do domu i rozsiadł się na sofie. Chciał obejrzeć wiadomości ale Ahmet się sprzeciwił. Na migi wyjaśnił mu, że dziś jest święto i nie wolno niczego oglądać, należy się modlić i pościć.
‘No cóż – pomyślał Otel – trzeba uszanować ich tradycję, jakoś to przeżyję’. I poszedł spać.
Nazajutrz szykował się do pracy i chciał przed wyjściem zjeść śniadanie. Gdy wszedł do kuchni zaniemówił. Wszędzie brudne naczynia, resztki jedzenia i na dodatek pusta lodówka.
‘No nic zjem na mieście a jak wrócę to jakoś razem z Ahmetem to ogarniemy’ – pomyślał Otel i poszedł do pracy.
Wracając zobaczył jak na osiedlowy plac zabaw dla dzieci wjeżdżają spychacze i koparki a ławeczek już brakuje. Zdziwiony poszedł do spółdzielni mieszkaniowej spytać o co chodzi. W spółdzielni pani Jadzia powiedziała, że mieszkańcy złożyli wniosek o budowę miejsca kultu religijnego. Miał się znajdować w pobliżu i po negocjacjach i naradach zdecydowano o zburzeniu placu zabaw i części parku. W ich miejsce miał powstać meczet mogący pomieścić ok 1000 osób z wysokim minaretem.
– Ale jak to na 1000 osób? Przecież na osiedlu mieszka niecałe 200 muzułmanów, sam nadzorowałem ich sprowadzenie, to lekka przesada, nieprawdaż?
– Obecnie tak ale jak przyjadą ich rodziny… sam pan rozumie…
– Ich rodziny? Jak to ich rodziny?
– Złożyli wnioski o pozwolenie na sprowadzenie rodzin ze swoich krajów. Czują się tu samotni bez swoich żon i dzieci, sam pan rozumie, że samorządy i nasza spółdzielnia musiały się zgodzić.
– Żony? Znaczy się więcej niż jedna? I dzieci?
– No tak, w islamie mężczyzna może mieć więcej niż jedną żonę jeśli jest w stanie je utrzymać.
– Eee… to ci tu nie są w stanie. Przecież nawet nie mają pracy.
– Z tego co słyszałam to już poskładali wnioski o zasiłki i inne dodatki takie jak 500+ i tym podobne.
– No tak… Dziękuję pani Jadziu. Do widzenia.
– To nie wszystko panie Otel. Za tydzień likwidują dwa osiedlowe sklepy, fryzjera i Rosmana. W ich miejsce ma powstać szkoła koraniczna dla dzieci i młodzieży.
– Co? Jak to?
– Młodzież trzeb edukować, a oni chcą to robić po swojemu. W naszych szkołach i tak niczego by nie zrozumieli. Przecież nie znają języka.
– No tak… - Burknął Otel i wyszedł.
Wracając spotkał kolegę z klatki, Jacka, tego który przyjął 2 uchodźców.
– Słyszałeś co tu się odwala? – spytał Otel
– Nawet się do mnie nie odzywaj! – warknął Jacek – Za dwa tygodnie przyjedzie i się do mnie wprowadzi 15 osób! Z tymi dwoma mam już urwanie głowy, cały czas się modlą śpiewając te swoje… nawet nie wiem jak to się nazywa! Kuchnia i łazienka zasyfiona a ci ani myślą sprzątać, mówią, że u nich to zajęcie dla kobiet i oni nie będą tego robić! Nawet gówna nie spuszczą w kiblu bo to nie ich robota! Dasz wiarę?! Jebie na całe mieszkanie! Nawet wchodzą do mojego pokoju i się rządzą mówiąc, że przecież mieszkamy razem a zatem wszystko jest wspólne i jak chcę to mogę wchodzić do ich pokoi. A tam tak taki syf jak i w kiblu!
Otel stał jak wryty słuchając szlochającego już Jacka. Brakło mu słów. Zaczął się zastanawiać ile osób przyjedzie do Ahmeta, który mieszkał u niego. Jego czoło pokryło się kropelkami potu a koszulka przykleiła do pleców. Odszedł bez słowa ze spuszczoną głową nie słysząc już coraz głośniejszych wyzwisk Jacka w swoją stronę.
Rok później Otela obudziło nawoływanie muezina do porannej modlitwy. Była niedziela 5:30. Czterech nastolatków rozłożyło już swoje modlitewne dywaniki obok jego łóżka. Pozostali również się już modlili. Otel wstał i udał się do toalety ale była zajęta. Jak zawsze od niemal roku musiał czekać na swoją kolej a był ostatni. Jako niewierny miał mniejsze prawa. Tolerowano go jeszcze tylko dlatego, że nie mogli się go pozbyć. Koza na balkonie radośnie pobekiwała gdy jedna z żon Ahmeta ją doiła. Otel ubrał się i wyszedł. Błąkał się po mieście do zmroku jak niemal każdego dnia. Gdy przyszła pora wracać miał łzy w oczach i serce waliło mu jak dzwon. Nie był pewien czy będzie dziś spał w swoim łóżku czy obok.
Koniec