Znalazłam na starym dysku właśnie moją pisaninę jak byłam gówniarą i próbowałam sklecić ksiązkę o wampirach (zanim wampiry stały się modne za sprawą durnego świecącego brokatem Zmierzchu 😛)
"Wyszłam w tę deszczową noc tylko po to by ukryć swe myśli przed niepowołanymi. Wiedziałam, że zostając w środku Klaudia w mgnieniu oka odkryje co mi chodzi po głowie. Sama zresztą powinna się tego domyśleć. Las wydawał się jeszcze mroczniejszy niż go zapamiętałam. Kiedyś bywałam tu co noc. Każde drzewo przypominało mi kim jestem, i kim pozostanę do końca, jakkolwiek ten koniec miałby wyglądać. O ile jest jakiś koniec. Lubiłam wkopywać się głęboko w ziemię, tak by wystawała tylko górna część mojego ciała i oddawać się we władanie otaczającej mnie wilgotnej mgiełce. Odlatywałam. Pozwoliłam, by myśli dawno zakopane gdzieś na dnie mej pamięci zawładnęły mną bez reszty. Delektowałam się pojedynczymi obrazkami jak najwspanialszym deserem. Przymknęłam oczy. Moje życie – śmiertelne życie. Tęskniłam za nim tak bardzo, że z czasem było coraz trudniej opanować te obrazy. Wpadały do mojej głowy przy byle okazji zabierając spokój na długie noce. Nie byłam nikim ważnym. Ot, zwyczajna dziewczyna. Trochę zbyt naiwna i romantyczna. Trochę zbyt szalona… Trochę zbyt samotna…
To bolało. Te uczucia już nie wrócą. Nigdy nie będę tamtą Lidią. Wszystko co wtedy myślałam i uznawałam za prawdziwe okazało się tylko bladym odbiciem rzeczywistości. Teraz byłam silna, byłam twardsza. Nic nie pozostało z dawnej naiwności i romantycznych rojeń.
Tylko w Lasku czułam się teraz na swoim miejscu. Tutaj mogłam być sobą. I przede wszystkim – swobodnie myśleć. W Zamku byłoby to niemożliwe. Tam wszyscy szybko by doszli jaki plan zrodził się w mej głowie, a byłoby to niebezpieczne. Z jedną Klaudią dałabym sobie radę, ale nie z całą pięćdziesiątką moich braci i sióstr. Chcieliby mnie powstrzymać. Nie zamierzałam dać im tej możliwości.
Ten las. Było to miejsce magiczne, jedne z niewielu nieskalane nowym światem. Dziewicze. Tak inne od potworów żyjących w zamku tuż obok. Zamek był blisko, ale jednocześnie wystarczająco daleko, by nikt nie przedarł się przez blokady i nie dotarł do moich myśli. Musiałam mieć plan. Nie wiedziałam jeszcze co zrobię. Wiedziałam tylko co zrobić muszę. Ale opuszczenie Klaudii, choć nieuniknione, niosło za sobą ryzyko bolesnej straty nie tylko mojej matki, ale również innych. Tych innych, których nie mogłam zawieść. Moje dzieci. Moje pisklęta. Z radością zabrałabym je ze sobą. Ale nie powinnam stawiać ich przed takim wyborem. Nie byłam okrutna z natury. A byłoby to okrucieństwo. Oni przywykli do tego co mają. Dlaczego mieliby rezygnować z życia na zamku, wygodnego życia, dla marnej wędrówki bez celu? Jak mogłabym ich wyrwać z rzeczywistości, w której żyją i rzucić w nieznaną przyszłość? To ja miałam problem. Wiedziałam, że muszę myśleć szybko. Klaudia dała księciu czas do jutrzejszego zmierzchu. Zostawić swoje dzieci ,by podążyć za Adamem, czy pozwolić mu odejść samemu? Im dłużej się nad tym zastanawiałam, tym wiedziałam mniej. On nie był winny niczemu. Był taki kochany, troskliwy, zawsze pomocny. Wyrok – wygnanie. Klaudia to bezwzględna istota, bez uczuć ,bez serca. Sama krew nie wystarcza, by nasycić jej zwiędłą duszę. Ona musi widzieć cierpienie, obserwować jak źrenice ofiary rozszerzają się z przerażenia, gdy karmi ją wizjami okrutnej śmierci. Tak samo żyje, jak i zabija. To właśnie ona wmawiała mi kilkadziesiąt lat temu, że klan to rodzina. Że o każdego trzeba się troszczyć, wskazać odpowiednią drogę. Nauczyć i być blisko. A potem, gdy już byliśmy liczną grupą wszystko się zmieniło. To już nie była rodzina. Ona znikała na całe miesiące, bawiąc się w najlepsze z zaprzyjaźnionymi władcami innych klanów, a o własnym nie pamiętała. Mogła robić wszystko co jej się żywnie podoba, pod warunkiem, że nie zaniedbywała Samandiriela. A jednak robiła to, a ja nie potrafię wybaczyć. Królowa powinna otaczać opieką poddanych, a nie tylko chełpić się swoim tytułem. Ostatecznie wampirami zajmowałam się ja z Adamem. Byliśmy zawsze na miejscu, gdy któryś nas potrzebował. Dbaliśmy o stały zapas krwi w beczkach poustawianych w piwnicy, pomagaliśmy przeprowadzać przemiany i szkoliliśmy odrodzonych w zamkowych lochach. Każda Zamiana to było wielkie święto we dworze. Były turnieje jak za starych czasów i biesiady bez końca. Chcieliśmy, by nasze pisklęta czuły się wyjątkowo, gdy wchodzą na drogę wieczności. Klaudii nigdy nie było. Tradycyjne powitanie młodego krwiopijcy odbywało się więc bez obecności królowej, co było nieraz odbierane jako brak przychylności ze strony rodziny królewskiej. Tłumaczyliśmy wampirom ,że Matka ma problemy o których klan nie powinien wiedzieć, a gdy upora się z nimi, powróci do swojej dawnej postaci. Część uwierzyła, inni zaczęli się buntować. Kłótnie między naszą trójką wybuchały raz po raz ,ale nie miały najmniejszego sensu. Nie prowadziły do żadnych konkretnych wniosków. Zupełnie bezowocne. Klaudii nie dało się zmienić. Wiedziała swoje – ona jest Królową, my poddanymi, więc mamy się dopasować do jej wizji życia i nie zawracać głowy nieistotnymi sprawami. Za nieistotne uznawała witanie nowych wampirów, jakby były nie wiadomo kim, a to przecież ona powinna być czczona niczym bóstwo. Ona była twórcą tego klanu i to był jej zamek. Ostatecznie, byśmy dali jej spokój, Klaudia nadała nam tytuły książęce i w ten sposób zapewniła sobie lojalność całej reszty. Bo skoro królowa doceniła Adama i Lidię, to prawdopodobnie w przyszłości będzie potrafiła docenić i resztę świty. Tak myśleli wszyscy. Ja także poczułam się pewniej. Mimo, że Matka nadal znikała i nie przejmowała się kompletnie życiem na zamku, ja przynajmniej wiedziałam, że to wszystko jest teraz zależne ode mnie. Że gdyby nie ja, ten klan praktycznie już dawno przestałby istnieć. To był mój obowiązek.
Z rozrzewnieniem wspominałam czasy, gdy byłam tylko ja, Klaudia i jej król. Wszędzie wędrowaliśmy razem, polując i bawiąc się w najlepsze, jak jacyś śmieszni wygnańcy z piekieł. Oboje byli wtedy zupełnie inni. Wydawało mi się wówczas, że całe to mroczne jestestwo jest tylko drobnym odstępstwem od śmiertelnego życia. Bądź co bądź nadal mieliśmy swoje wspomnienia, swoje uczucia i osobowość. Zmieniły się tylko upodobania smakowe i pora snu. Przesypialiśmy noce ukryci gdzieś głęboko pod ziemią, najczęściej na cmentarzach, by nikt nie zakłócał naszego spokoju, a zaraz po zapadnięciu zmierzchu wynurzaliśmy się na powierzchnię i wędrowaliśmy po knajpkach portowych, by się nasycić. Reguła małych łyczków sprawdzała się wtedy dużo lepiej niż teraz. W trakcie tańca nikt nie zwracał uwagi na to czy go całuję w szyję czy gryzę, tym bardziej ,że potrafiłam robić to tak delikatnie, że sprawiało to ofiarom prawie identyczną przyjemność jak mnie samej. Kilku pijaczków w ciągu nocy potrafiło zaspokoić moje pragnienie. Nie potrzebowałam zabijać. Dawno temu umówiliśmy się z pozostałą dwójką, że zabijamy tylko tych ,którzy nam zagrażają, bądź tych, którzy zdecydowali się dołączyć do naszego klanu. Sprawdzało się, póki Klaudia nie odkryła jak bardzo pociąga ją władza. To nas zniszczyło.
Poczułam ,że ktoś się zbliża. Instynktownie wykopałam dolną część mego ciała z ziemi i schowałam się na najbliższym drzewie. Czekałam. Czułam jak próbuje przebić się przez blokadę mojego umysłu i dotrzeć do moich myśli. Bezskutecznie. Całe szczęście opanowałam tę sztukę wystarczająco dobrze, by się obronić. Wiedziałam kto to jest. Nie chciałam jeszcze go wiedzieć . Nie podjęłam ostatecznej decyzji, a znając go aż nazbyt dobrze, wiedziałam, że będzie próbował namówić mnie na pozostanie w klanie. Ja i nasze dzieci to było wszystko o co się troszczył, nie oczekiwał, że zostawię ich wszystkich dla niego. Ale jakże bym mogła puścić go samego. Był moim mężem.
Lidia, złaź z tego drzewa. Porozmawiajmy – mogłam się domyśleć ,że będzie wiedział gdzie mnie szukać. Po chwili stałam już obok niego. Nie mogłam uwierzyć ,że jest tak piękny. Jego brązowe oczy doprowadzały mnie do szaleństwa, gdy tak świdrował mnie od stóp do głów próbując dociec jaką decyzję podjęłam.
Adam, nie możesz tu od tak sobie przychodzić. Oni zaraz podążą za tobą – błagałam go w myślach, by odszedł i dał mi jeszcze trochę czasu. Jego odpowiedź przebiła się prosto do mojej świadomości. „Nie, nie zostawię cię samej. I nie, nie ma czasu na zastanawianie”
Czyli sam już podjąłeś decyzję, tak? Ale co z Tobą? Mam cię od tak po prostu zostawić? – Byłam wściekła. To co nas łączyło było dużo silniejsze niż więź między mną a Klaudią czy kimkolwiek innym. Klaudia była moją matką tylko z nazwy, nie ona mnie stworzyła. Ona tylko pokazała mi jak można żyć, jak przetrwać. Zanim, oczywiście strawił ją obłęd. Adam był wszystkim co kochałam. Wieczność bez jego stałej obecności mogłaby sprawić, że stałabym się do Klaudii podobna, byłabym tylko bezmyślną istotą, która syci się cierpieniem innych. Nie byłam królowej nic winna. Nie musiałam pozostawiać lojalna w stosunku do niej. Tylko on mógł mieć tak idiotyczne pojęcie o lojalności. Kochał mnie za bardzo, by odsuwać mnie od klanu. I kochał klan zbyt mocno, by pozbawiać go mojej opieki. Wszystko to wyczytałam wprost z jego myśli.
Ja zawsze będę gdzieś tutaj, blisko. Nie zbliżę się po prostu więcej do Zamku. Tak postanowiłem – popatrzył na mnie błagalnie – Proszę cię, Lidio, dobrze wiesz, że gdy ty odejdziesz to Klaudia zmarnuje ten klan. Zniszczy ich wszystkich – Złapał mnie za ramiona i przyciągnął do siebie. Z bliska wyglądał jeszcze piękniej. Jego obecność zawsze mnie obezwładniała, sprawiał, że miękły mi kolana i byłam na każde jego żądanie. Ale on nigdy nie żądał. Był niewysłowienie kochany, czuły i opiekuńczy. Nigdy nie znałam nikogo podobnego do Adama. Nawet wśród śmiertelnych. Przytuliłam głowę do jego piersi i wsłuchiwałam w jego słowa. Wydaje mi się, że wiedział, iż tak naprawdę nic co on powie nie przekona mnie do zmiany decyzji. Mimo to próbował. – Wyobraź sobie, kochanie. Ty i ja odchodzimy - część wampirów odejdzie przez wzgląd na nas, część opuści klan przez bezmyślność królowej. A co z resztą? Najpewniej zaczną się bić między sobą o władzę, korzystając z nieobecności Klaudii na zamku. A najmłodsze pisklęta bez niczyjej opieki nie dadzą sobie rady. Klan będzie istniał tylko w głowie królowej, w jej marzeniach. Ona nie jest zdolna, by ich odpowiednio poprowadzić – Czułam jego palce we włosach i usta tuż przy uchu. Nigdy chyba nie kochałam go bardziej niż w tamtej chwili. To się nie mogło tak skończyć! Nie mogłam go stracić. Nigdy. Już wiedziałam co należy zrobić. Gdyby tylko się zgodził. Błagam cię, Adam. To jedyne wyjście. Znowu moje myśli powędrowały do niego nim zdążyłam je zablokować.
Co się stało? Co ci chodzi po tej twojej mądrej główce? – odsunął mnie delikatnie i spojrzał prosto w oczy – Nasze dzieci czekają tam na ciebie. Na zamku. Idź do nich zanim się domyślą co zamierzałaś zrobić. Zanim zaczną mieć do ciebie o to żal. Nie potrafiliby ci po tym zaufać – stał tak z rękami skrzyżowanymi na piersi. Włosy opadły mu na twarz i zaczęły kleić się do szyi. Nie zwracał na to uwagi, tak samo jak dojmującą ciszę naokoło i czuły dotyk wiatru. Tym razem wzrok wbił w ziemię i zasłonił dla mnie swoje myśli. Wiedziałam, że cierpi. Nie chciał, żebym wyczytała jak bardzo.
Ależ one właśnie muszą się dowiedzieć – krzyknęłam.
Nie rozumiem – znów podniósł wzrok. Zauważyłam, że płacze.
Muszą wiedzieć. Czy myślisz, że oni chcieliby abyśmy tę decyzje podejmowali sami bez wcześniejszej konsultacji z nimi? To dotknie ich właśnie dlatego, że odejdziemy bez słowa, bez zapytania ich czego naprawdę pragną. Rozumiesz?
Dopiero teraz dotarł do niego sens moich słów. „Ale czy możemy ich prosić o dokonanie wyboru? Czy to będzie w porządku?” Usłyszałam. Zniosłam blokadę . Chciałam, by wiedział o wszystkim co myślę. Plan rysował się coraz wyraźniej i na mych ustach wykwitł uśmiech. „Adam, ja nie potrafię istnieć bez ciebie. Nie umiałabym. Czy w porządku byłoby, gdyby ich książę opuścił ich na zawsze, a księżna pogrążona w żalu nie miałaby chęci, by otaczać ich opieką na jaką zasługują? Chyba bardziej fair byłoby zapytać ich wprost z kim chcą pozostać? Klaudia nie musi o tym wiedzieć. Ona i tak żyje w swoich urojeniach i nie dociera do niej prawda o całej tej sytuacji. Wydaje jej się pewnie, że wszyscy ją kochają i pragną dzielić z nią wieczność, tylko dlatego ,że ona „jest”. A to JAKA jest, już się nie liczy. Oni jej nawet nie szanują. Nie, nie chcę być okrutna. W pewien sposób ją kocham. Ale nie możemy myśleć o niej. Musimy zatroszczyć się o nasze dzieci. Teraz one się liczą. Jeżeli Claudia nie chce mieć ciebie w klanie to nie będzie miała nikogo„ To była decyzja ostateczna. Nawet on nie mógł odmówić logiki mojemu rozumowaniu. Tak trzeba było postąpić, inaczej wszyscy byliby nieszczęśliwi. Widziałam jak przetrawia w myślach moje słowa. Potrafił być uparty, gdy chciał, ale nigdy nie zrobiłby nic, co mogłoby zaszkodzić naszej rodzinie. To wiedziałam. I wiedziałam też, że już nie ma odwrotu. Zgadzał się ze mną."
Możecie kręcić bekę 😛 Pozwalam haha