Jest jeszcze jedno ciekawe zjawisko dotyczące wyglądu, które zaobserwowałem u niektórych dzieciatych rówieśniczek z mojego osiedla. Skrajne, ale to naprawdę skrajne zaniedbanie - wiecznie tłuste włosy, brak makijażu, rozciągnięte, często poplamione dresy, widoczna nadwaga. Równolegle na moim osiedlu funkcjonują dziewczyny bardzo zadbane w takiej samej sytuacji życiowej (jak np. moja żona), więc nie można tłumaczyć tych pierwszych samym faktem posiadania dzieci i brakiem czasu na elementarną higienę. Faceci tych pierwszych chodzą wiecznie przygnębieni, obraz nędzy i rozpaczy. Ich związki są totalnie do dupy nawet dla postronnych obserwatorów - wieczne wymagania, pretensje ich kobiet, przepracowanie, a co w zamian?
No i mam pewnego rodzaju teorię dotyczącą tych pierwszych dziewczyn, jestem ciekaw co o tym sądzicie. Pamiętam je jeszcze jak chodziły wymalowane, w krótkich sukienkach - był to etap przed pojawieniem się dzieci. Mam wrażenie, że obecne wcielenie ma wyrażać w stosunku do ich mężczyzn jeden przekaz - “nie chcę być już dla Ciebie obiektem seksualnym, nie chcę Ci się podobać, zostaw mnie w spokoju, opierdol się ode mnie”. Jakby samo “boli mnie głowa” było niewystarczające, jakby całą sobą trzeba było zamanifestować “swojemu” facetowi, że o seksie może zapomnieć, zniechęcić go do jakichkolwiek działań w tym zakresie.
Kolejne potwierdzenie teorii, żeby nie szukać dziewczyny fiutem.