Randkowałem kiedyś z taką Panią, która wybitnie stymulowała mnie intelektualnie, mówię to z pełną świadomością. Niesamowita wiedza, umysł, chwytanie w mig wszelkich kodów kulturowych. Brzydko to zabrzmi, wiem, ale jak “równy z równym”. Do dziś to pamiętam z tego powodu. Niestety, poczucie humoru - zero. Rozmowa o pierdołach - zero. Sztywność, zawieszki, jak spotkanie androida, zombie, albo uruchomienie wadliwego exploita i zbrickowanie urządzenia po całości.
Zmiana o 180 stopni. Więc nie miało to sensu. Z mojej perspektywy, mającego znajomych w wielu różnych środowiskach i potrafiących z nimi rozmawiać. Tu się nie dało, a próbowałem.
Spotkałem w dalszym życiu i biznesie wiele inteligentnych osób płci obojga. Ale niestety (albo stety) faceci po całości dominowali w tej sferze. Kobieca wiedza była głównie fragmentaryczna, skupiająca się na danym obszarze. Próba zagłębienia się w temat z innej strony z reguły kończyła się bez sukcesów.
Przy czym przez termin “inteligentnych” rozumiem kogoś, kto nie powtarza mi frazesów rodem ze Szkła Kontaktowego czy Dziennika Telewizyjnego, nie powtarza mi jako newsa medialnego przekazu dnia i umie łączyć przyczynę ze skutkiem. Nie uważam się za wybitną Alfę i Omegę, ale jest to jakiś próg minimum, od którego definiuję kogoś wyżej niż mentalna przeciętność. Per analogiam - to ktoś, kto nie zripostuje Ci na poważnie gdy wygłosisz jakiś truizm “ale ty mądry jesteś” (nawet z podziwem). To podobna reakcja do dawnej z młodości “ale ty masz dużo książek!”.
Dramat.
I podobnie jak Ty, @Jasnie_wielmozny , to z reguły byli ludzie dużo ode mnie starsi. Taka była moja mama, na przykład. W jakiejś części moja żona jest taka. Mimo że wiedzą ogólną mi nie dorównuje (jak sama twierdzi), to ma dużo “chłopskiego rozumu” (jak ja twierdzę), bez problemu “łączy wątki” i potrafi funkcjonować w każdym towarzystwie, mając coś ciekawego do powiedzenia.