Inspiracją była forumowa rozmowa, od tego się zaczęło i to jest osią.
Spotkanie, to własna reminiscencja.
.
.
Cyrograf
Stał nagi przed lustrem, przyglądając się sobie.
W głowie pojawiła się scena z “American psycho”, gdzie główny bohater posuwał dziwkę patrząc jednocześnie na swoje odbicie, tak naprawdę uprawiając seks sam ze sobą. Choć przy pomocy kobiety.
Co za żałośni narcyzi, pomyślał rozbawiony tym porównaniem, jednak spróbował się znowu skupić.
Miał modlitwę do wymówienia i nie chciał się znowu pomylić. Modlitwę do diabła.
Wszystko zaczęło się od rozmowy na forum, a nawet wcześniej.
Chłopaki zaczęli rozmawiać o wierze w absolut, religii i innych tego typu głupotach.
On sam śmiał się z takich rzeczy, choć trochę go intrygowały.
Na tyle, że chętnie wszedłby w ten temat, mógłby uciąć wtedy ostatecznie wątpliwości pojawiające się czasem w myślach.
Jedyne w co wierzył to materia, biologia i wynikający z nich konstrukt, którzy ludzie czasem szumnie nazywali umysłem, psychiką.
Określenie dosyć odważne, biorąc pod uwagę że większość operowała na biosie.
Czasem jednak przychodziło niejasne przeczucie, że istnieje coś więcej. System operacyjny z prawdziwego zdarzenia, działający w ukryciu niezależnie od danych na dysku, dysponujący ogromnym i niewykorzystanym potencjałem.
Dusza.
System podłączony do sieci, skupiającej wszystkie dane źródłowe w jakimś niejasnym miejscu i postaci będącej ich architektem, tworcą, zarządzającym i serwerownią.
Źródłem.
Rzadkie były to momenty ale jednak pojawiały się czasem, zakłócając obraz rzeczywistości co było mocno irytujące.
Wszedł więc w tę ich rozmowę z odrobiną ironii ale i zaciekawienia. Może mogli mu pokazać coś, czego nie widział a co pomogłoby mu bardziej utwierdzić się lub zaprzeczyć swoim przekonaniom.
Jeden z uczestników identyfikujących się jako wierzący, zalecił mu tę szopkę którą właśnie wykonywał.
Modlitwy do diabła.
Było to dosyć dziwne, bo skoro ten świat miał istnieć w zakładanej formie, nie rozumiał dlaczego ma nawiązywać połączenie z wirusem, kiedy prawda powinna znajdować się w systemie, jego epicentrum pozbawionym naleciałości.
Skoro jednak miała to być najkrótsza droga, postanowił spróbować. Choć miał coraz głębsze przekonanie, że robi z siebie idiotę stojąc nago przed lustrem i klepiąc dziwne formułki.
.
Czas jego pobytu w tym miejscu się powoli kończył. Wszystkie spotkania oficjalne zaliczone, rozmowy nieoficjalne też.
Został mu jeszcze jeden wieczór, nazajutrz miał swój lot powrotny.
Nie chciało mu się siedzieć w hotelowym pokoju, a Tokio nie pociągało go swoim billboardowym szałem neonów i wszechogarniającym tłumem.
Postanowił zejść do hotelowego baru.
Widział tam na półkach ciekawe okazy japońskich single malt i był ich bardzo ciekawy. Lubił te delikatne, azjatyckie nuty które odkrył niedawno, po okresie zachwytu nad ciężkim, dusznym irlandzkim torfem.
Wyglądało na to, że dziś zachowa się jak na patriotę przystało, pomyślał z rozbawieniem.
Urżnie się na bogato.
.
Barman chyba nie zdobył tej posady przypadkiem.
Nie mówił dobrze po angielsku, trochę lepiej po francusku. Nie daradzał, nie wyjaśniał wiele, ale to, co przed nim stawiał w degustacyjnych tulipanach było coraz lepsze.
Już pierwsze wrażenia były dobre, a każde następne stawiało wyżej poprzeczkę.
Od jakiegoś też czasu, kiedy jakość trunków osiągnęła nieznany dotąd poziom, barman zaczął je polewać z butelek schowanych gdzieś pod kontuarem, butelek które nie miały żadnych oznaczeń. Czyste szkło.
Musi dorabiać na boku, pomyślał. Ale jeśli tak to ma wyglądać, niech wszyscy tak dorabiają. Niebo w gębie, te eliksiry.
Pewnie jakaś domowa, tradycyjna receptura. A te zawsze miały przewagę nad komercyjnym wyrobem, jeśli były wytwarzane przez pasjonata.
.
Siedziała nieopodal przy barze, patrząc znudzonym wzrokiem na salę.
Chyba nie była tutaj pierwszy raz, bo przychodząc wskazała barmanowi palcem miejsce pod ladą, gdzie stały nieoznakowane butelki, puszczając przy tym z uśmiechem perskie oko.
Mała czarna powyżej kolan, krótkie czerwone włosy, krwistoczerwone usta i paznokcie.
Wysoka i smukła, sporo wyższa od niego. Typ kobiety, która mrozi chłodnym dystansem na pierwszy rzut oka, jednak potrafi być całkiem ciekawa kiedy się przez to przebić.
I jakaś zwierzęcość w ruchach, kobiecych ale mających w sobie jednocześnie coś męskiego. Jakąś niejasną drapieżność i zdecydowanie.
Znał podobny typ kobiet i wiedział jak potrafią być pociągające i nieprzewidywalne. Choć do tej pory sobie radził z niezłym skutkiem.
Ta była jednak inna, różniła się czymś nieokreślonym, niepokojącym. Może przez to wydawała się tak bardzo pociągająca.
.
Siedzieli razem przy barze, pociągając delikatnie łyk za łykiem mocnego alkoholu, patrząc sobie prosto w oczy podczas rozmowy.
To żartując, to bawiąc się w gry słowne, przekomarzania i zaowalowane, coraz odważniejsze dwuznaczności.
Oboje wiedzieli jak skończy się ten wieczór i oboje postanowili świadomie przeciągać tą grę, bawiąc się chwilą i budując napięcie.
.