Taniec zajebista sprawa. Uwielbiam tańczyć! Nie zawsze tak było. W szkole średniej byłem rockandrollowcem-metalowcem i szczerze tańcem gardziłem, tylko POGO!
Od kilku lat natomiast tańczę jak szalony. Odkryłem, że bardziej czuję muzę niż ją słyszę, co imo pomaga w tańcu. Nigdy nie byłem na kursie tańca, nie uczyłem się kroków. Jakoś samo mi to przyszło. Sądząc po reakcjach kobiet to radzę sobie dobrze (biorę poprawkę na fakt, że nie jestem brzydki i samice praktycznie zawsze chętnie ze mną tańczą).
Najbardziej jednak lubię tańczyć sam, poczuć muzykę, pozbyć się ograniczeń, wstydu, oceniającego wzroku innych.
Przed pandemią byłem pierwszy raz na imprezie psytrancowej, co się tam wyprawia to SZOK! 1k+ ludzi szaleje, skacze, gibie się na wszystkie strony. Bas rozrywa flaki, serotonina buzuje w żyłach (oraz mdma ;-)
Także przed pandemią byliśmy w kilkanaście osób na potańcówce organizowanej przez szkołę tańca. Kurwa, w ogóle tego nie kupuję. Ludzie z kursu odpierdzielali jakieś dziwne układy na parkiecie, sztywno i bez czucia. Zero spontanu. My natomiast tańczyliśmy po swojemu i świetnie się bawiliśmy. Każdemu jego porno ale jestem pewien, że to nie dla mnie.
W tańcu można łatwo przełamać lody z samicą. Ja cały czas gadam, chwalę jak dobrze tańczy, ganię jak chce prowadzić, pocieszam jak gubi rytm. Wychodzą z tego zajebiste interakcje, często aż za bardzo ;-)