Inauguruję wątek do pisania o różnych kompletnie bezużytecznych, ale śmiesznych, albo dających do myślenia historiach, które znajdujemy.
Na pierwszy ogień idzie pan Horace de Vere Cole (ogromne ukłony w kierunku @Ladon za podrzucenie tematu).
Cole to był taki śmieszek działający na początku XX wieku, że przy nim współcześni pranksterzy to są totalne bezbeki. Numerów za życia wykręcił co nie miara, a najsłynniejszym z nich było wkręcenie dowództwa HMS Dreadnought, dumy floty brytyjskiej, przez pewien czas ichniejszego okrętu flagowego. Z bandą swoich znajomych-popaprańców przebrali się za jakichś afrykańskich kacyków i paradowali po pokładzie okrętu, wykonując niby oficjalną wizytację, podobno wielokrotnie głośno pochwalając oglądaną potęgę Royal Navy hasłem “bunga bunga” xd.
Jak się sprawa rypła, to się marynarze brytyjscy cokolwiek wkurzyli za upokorzenie (które zostało upublicznione w gazetach) i porwali Cole’a, z zamiarem spuszczenia mu łomotu. Cole jednakże stwierdził najwyraźniej że niezbyt mu się uśmiecha prać po mordach z osiłkami z floty - i odmówił. Marynarze postąpili honorowo, Cole’owi włos z głowy nie spadł, ale chyba jednak uznali, że jakaś kara mu się jednak należy, więc wymierzyli mu dwa symboliczne klapsy w tyłek 😃
Poniżej fotka ekipy, która wbiła się na przypale na HMS Dreadnought. Pierwsza od lewej Virginia Woolf xd (swoją drogą słynna pisarka), Cole to ten jegomość pierwszy od prawej.
