usunieto Teraz większość gwiazdeczek jej bezjajeczna
Panowie, chciałem zauważyć jedną rzecz, której nie zauważyłem, żeby ktoś poruszał, a moim zdaniem ma kluczowe znaczenie. Temat mam rozkminiony w fazie początkowej, więc nie walnę tu doktoratu, ale myślę, że to co powiem wystarczy. W sumie to co powiem będzie z jednej strony banalne, a z drugiej nie. Chodzi mi mianowicie o układ nagród i kar w mózgu sterowany dopaminą. Mózg optymalizuje się sam, żeby dostawać jak najwięcej, jak najmniejszym kosztem. Przy czym to co dostaje oceniane jest na bazie ewolucyjnych danych historycznych, a próg tego czy coś jest dobre czy nie jest zero jedynkowy.. jesteśmy trochę niewolnikami tego układu i w zasadzie w pewnym sensie maszynami sterowanymi dopaminą.. Kaloryczny posiłek równa się dobre, uznanie innych ludzi dobre, goła dupa dobre. Kiedyś na to wszystko trzeba się było postarać. Teraz wystarczy wejść na facebooka, zamówić żarcie z maka na wynos, w międzyczasie na drugim monitorze odpalić sobie pornola, walnąć jakiś wpis i dostać parę lajków, wejść na tindera, nacieszyć oko, kilkudziesięcioma spermiarzami, którzy się cieszą na samą myśl, że mogli by Ci nadskakiwać (wersja dla kobiet), nie mówiąc już o tym, że wypadało by coś sobą zaprezentować, ale nie o mnie się trzeba przecież postarać..
Ale nie tylko wartość jest brana pod uwagę, ale też koszt cierpienia, który w dzisiejszych czasach jest często niemal zerowy. No może w dorosłym życiu jest trochę trudniej, bo se trzeba zarobić, ale nie zapominajmy, że w toku wychowania, które kończy się często po 26 roku życia (wiadomo, że wchodząc na rynek pracy nie zawsze rzucają nas na głęboko wodę, jest czas względnego spokoju i oswajania się z odpowiedzialnością), jesteśmy przez rodziców prowadzeni za rękę, więc wszystko co powyżej wymieniłem dostajemy niemal po koszcie cierpienia równym niemal zero.
Po wielu latach takiego treningu, mózg jest tak zaprogramowany, że jeśli chodzi o nasze podejście w zasadzie nie różni się za wiele od mózgu narkomana. Oczywiście są różne jednostki i wiele osób zauważa, że taka droga jest donikąd, stąd różnego rodzaju pomysły i idee, żeby temu przeciwdziałać. Typu różne diety, śluby czystości, czy chociażby no-fap.
Ale w ujęciu globalnym ilość osób, która jest za słaba, albo za mało spostrzegawcza jest taka, że ludzie się na te łatwe przyjemności nabierają. Stąd mamy taką epidemie apatii, depresji, mam-to-wdupizmu, tchórzostwa, niezaradności, braku odpowiedzialności, głupoty.. W sumie idealny obywatel dla państwa opiekuńczego z dominującą postawą obywatelską “niech rząd coś z tym zrobi” “niech da”, “my chcemy”, “nam się należy”.. no to rząd robi.. co się teraz na świecie dzieje to widać..
Dlatego często tacy ludzie boją się robić poważnych rzeczy, bo nie są przyzwyczajeni do wyzwań i wychodzenia ze strefy komfortu. A w ogóle to po co się narażać na ryzyko, skoro tera nam dobrze. Dodajmy do tego brak ojców i dobrych wzorców męskich, nadopiekuńcze, zaborcze matki i mamy receptę na społeczeństwo cipowatych narkomanów.
W badaniach na szczurach, gdzie szur naciskał guziczek, który powodował bezpośrednie stymulowanie jego układu nagrody i kary, przestawał jeść, pić, ciupciać, spać.. krótko mówiąc wyniszczał organizm, żeby tylko być na haju..
Tak silny jest to mechanizm.. Zresztą, wystarczy popatrzeć na graczy, którzy potrafią robić maratony po 48h i więcej.
Oglądałem ostatnio jakiegoś gościa który opowiadał, że jest przedsiębiorcą, ale miał trochę wolnego czasu, to sobie zaczął pogrywać w Wow-a. Mówił, że po trzech tygodniach, jego praca, którą kochał, zaczynała go nudzić i po głowie zaczęły mu chodzić myśli, żeby sobie może pyknąć w gierkę, bo koszta pracy są dużo większe niż grania, a przyjemność chwilowa dużo większa, mózg zaczyna się przesterowywać na nowe tory.
Do tego, w fazach pomiędzy czynnościami, gdzie jesteśmy z daleka od różnego rodzaju presji poważniejszych obowiązków, mózg również przetwarza dane i wymyśla pomysły, na problemy, z którymi sobie nie poradził wcześniej. Jak się dużo gra, to często mózg zaczyna przetwarzać dane z gierki i zamiast myśleć o swoim biznesie, to myślisz jak sobie zupgradować armor w gierce.. Stajemy się zakładnikami swoich przyjemności. Zresztą, jak się ma za dużo seksu, to się zaczyna wymyślać różne nowe fantazje, żeby dostać świerzszą, silniejszą dawkę dopaminy.. Z jedzeniem jest podobnie, można się obżerać, ale ciągle mało, bo bardzo ciężko dostać ten sam haj co wcześniej.
Dlatego w zasadzie należy unikać wszystkiego co daje chwilowy haj. Obżarstwa, słodkości, kawy, walenia konia, pornoli etc. etc. i skupiać się rzeczach, które dają bardziej długoterminowy fulfillment. Niby temat znany bo się mówi, żeby unikać immiediate gratification, na konto delayed gratification.. ale w zasadzie do końca ludzie umieją precyzyjnie odpowiedzieć czemu..
Ja na przykład mam tak, że nie mogę trzymać w domu jedzenia na zapas, bo wszystko zaraz opierdole, trochę jak z postawieniem na stół wódki, siedząc z alkoholikiem.. Nie chodzi o brak silnej woli, ale o to, że dostaje takiego ssania, że jestem niemal w amoku, a jak nie mam pokus, to wszystko jest fajnie, nic się nie dzieje. Jeśli mózg jest zaprojektowany, żeby dostarczać sobie dużej przyjemności małym kosztem, to trzymanie słodkich rzeczy w domu może być torturą.. No bo czemu masz iść na siłownie, skoro można zjeść sobie czekolady i walnąć się na wyro i obejrzeć netflixa..
Tak, że ja teraz mam mocne postanowienie rzucenia kawy i innych stymulantów.. zobaczę jak się będę czuł za miesiąc.. czy lepiej czy gorzej. Jak mózg się trochę odzwyczai od tego wszystkiego, to ogólnie powinna się zauważalnie zwiększyć szeroko rozumiana “ambicja”..
I też się zastanawiam jaki sens ma odstawianie tylko niektórych rzeczy, no bo co z tego, jak odstawisz walenie konia, jak zaczniesz chlać kawę albo browary i zajadać się czekoladą albo burgerami.. Wychodzi na to, że albo trzeba wyjebać wszystko do kosza, albo nie zauważysz jakichś spektakularnych efektów.
Wspomniany gość mówił wręcz o “poście dopaminowym”, żeby mózg zmienił swoje postrzeganie na temat zysków i kosztów różnego rodzaju aktywności..
Co wy na to, czy to możliwe, że mężczyźni są teraz zniewieścieli, bo teraz nie trzeba być “prawdziwym mężczyzną”, żeby mózg nam mówił, że “jest zajebiście”?