Od przyszłego roku wchodzi w Polsce tzw. estoński CIT.
Polega to na tym, że spółki płacące CIT (m.in. spółki z ograniczoną odpowiedzialnością czy akcyjne), będą mogły odroczyć zapłatę podatku z wypracowanego zysku do momentu wypłaty dywidendy.
Powiedzmy, że firma X zarobiła na swojej działalności (dajmy na to, usługi budowlane) w danym roku 100 tysięcy złotych. Wg dotychczasowych zasad, musiałaby zapłacić od tego 19 tysięcy podatku (co samo w sobie jest interesujące, bo szeregowy pracownik najemny zapłaci od swoich dochodów z umowy o pracę minimum 39%, ale pomińmy ten “drobny szczegół”). Od 2021 roku firma X będzie mogła ten zysk przeznaczyć na szeroko rozumiane “inwestycje” - np na zakup, dajmy na to, akcji innej spółki, udziałów w funduszu inwestycyjnym, zakup nieruchomości na wynajem, czy nawet najmniej korzystną opcję, którą jest włożenie pieniędzy na lokatę w banku. W ten sposób zapłaci podatku zero, a wcześniej wypracowane zyski będą wypracowywać nowe zyski (polecam temat do zapoznania się: procent składany). Podatek będzie się należał dopiero wtedy, gdy pieniądze “wyjdą” ze spółki - gdy udziałowcy wypłacą sobie dywidendę. A muszą wypłacać? Nie muszą. Jak ktoś zarobił w ciągu roku 10 milionów, może wyciągnąć milion i żyć na luksusowym poziomie - od tego zapłaci podatek. Pozostałe 9 milionów zostawia w spółce. Nie płaci od tych 9 milionów ani grosza. Pracują one dla niego dalej, pomnażając jego majątek.
Nowe zasady obwarowane są licznymi ograniczeniami (m.in. obroty max 100 mln zł), ale nie są to ograniczenia nie do przeskoczenia. Każdy kapitalista mający chociaż trochę oleju w głowie (czy też sensownego prawnika, a kto ma pieniądze - ten ma prawników) będzie wiedział, jak się na to załapać. Łącznie z tymi najbogatszymi - właściciel firmy obracającej miliardami może przecież założyć kilka kolejnych spółek - podwykonawców, z których każda będzie miała obroty poniżej limitu 100M. Przyjdzie czas, będzie rada 😉
No i fajnie, nie?
Szkopuł w tym, że zwykły Kowalski nie może z tego skorzystać. Z umowy o pracę, czy z jednoosobowej działalności gospodarczej, dochody opodatkowywane są (z drobnymi, niewartymi uwagi wyjątkami) natychmiast i nie ma od tego ucieczki. Skarbówki nie obchodzi, że 1000 zł z zarobionych pieniędzy chcesz zainwestować dajmy na to w akcje czy bitcoiny. Najpierw musisz odpalić Ministrowi Finansów daninę. Jak pisałem wyżej - dla pracownika zatrudnionego na umowę o pracę jest to minimum 39%. Dla jednoosobowej działalności lepiej, bo “tylko” 19%.
I jak tam, kochani moi? Podoba Wam się ten wolny rynek, nie? A wszyscy milionerzy dorabiają się wyłącznie dzięki swej ciężkiej pracy i nadzwyczajnym hiperumiejętnościom, tudzież zajebiście twardej psychice 😉 I w ogóle to jest takie sprawiedliwe, jak ten rząd dba o zwykłych ludzi… wcale a wcale nie dba bardziej o kapitalistów i o to, żeby z ich milionów robiły się miliardy 😉
Już się przygotowaliście mentalnie na to, że państwo będzie nas, zarabiających 2, 5, 10, 20 tysięcy miesięcznie, jebało w kakao po to, żebyśmy finansowali* prawdziwych milionerów? Zapasy wazeliny na lepszy poślizg już kupione?
No, chyba, że wszyscy założycie spółki z o.o. Powodzenia! Na pewno jako sp. z o.o. znajdziecie zatrudnienie w fabryce, sklepie, jako inżynierowie czy dajmy na to, kucharze 😃
- jeśli płacisz miesięcznie np 1000 zł podatków, a ktoś inny płaci ich 0, to pośrednio finansujesz mu: szkoły, drogi, lotniska, ochronę policji, sądy, wojsko, dzieci (500+) itd itp