leto Tu wchodzimy na bardzo grząski grunt polityczno-filozoficzny.
Niemniej to pytanie, które trzeba zadać. Bez uogólniania na lewaków i prawaków, komu ma (według ciebie) pomagać społeczeństwo (czyli posiadający pieniądze). Bo biedniejsi to bardzo otwarty zbiór, w którym dostaje ten, kto krzyczy najgłośniej. Również nie wszyscy jesteśmy obiektywnie biedni, więc “oddawanie” 1000 zł każdemu uważam za niezgodne z tą ideą.
leto W pewnym sensie wszyscy w jakimś stopniu jesteśmy poszkodowani przez istnienie aktualnego, kapitalistycznego (nie mylić z wolnorynkowym) systemu.
Jesteśmy. Rozbija się to jednak o definicje. Mimo, że nie uważam się za bogatego, gdy mówię biedny, od razu przychodzą do głowy inne osoby.
leto Skoro jednak zreformowanie tego systemu wydaje się zasadniczo niemożliwe, albo niewyobrażalnie trudne (jak wspomniałem - ten system nie istnieje od 1989, on trwa co najmniej od czasów starożytnego Rzymu, gdzie wielcy właściciele ziemscy ubezwłasnowolnili, de facto zniewolili, wolnych chłopów), to jakimś takim minimum sprawiedliwości, które można sobie wyobrazić (powtarzam: minimum, oraz przyznaję, że to mechanizm wielce nieidealny), jest redystrybucja dochodów od wielkiego kapitału (przy założeniu, że w ogóle uda się go skutecznie opodatkować, co jest tematem na osobną dyskusję) do ogółu społeczeństwa.
Znów trzeba zapytać, kto to jest ten “wielki kapitał”? Każdy ( poza chyba większością mikro przedsiębiorstw - chociaż znam i takie powiązane z lokalnymi politykami) lobbuje na swoim szczeblu z różnym skutkiem. Jaka jest zasadność poglądu, że jeśli komuś się powiodło, to należy mu część wypracowanych dóbr zabrać? Jeśli zaś oddaje dobrowolnie, to kto powinien narzucać cel?
Weźmy na przykład zbiórki charytatywne dla bardzo ciężko chorych dzieci. Kto ma je leczyć za te miliony monet? Które najbardziej zasługują na pomoc? Nie jestem w stanie wskazać beneficjenta, rozumiem zasadność i potrzebę, a jednak zawsze jedne przeżyją kosztem innych. Część pieniędzy w tych zbiórkach idzie na organizację, która je koordynuje. Czy mamy założyć, że oni też nie wywiązują się z tej roboty i ich pozwalniać? Skoro nie potrafimy pomagać w życiu codziennym, nie wyszukujemy tych niedostrzegalnych potrzebujących, to skąd pomysł, że po zniknięciu obsługującego (niezależnie od opłacalności tego procederu) to urzędnika będzie lepiej?
Ja jestem zdania, że są osoby potrzebujące pomocy - niektórzy niepełnosprawni, starsi, dzieci. Ale sam nie mam pojęcia ilu, a jestem przekonany, że każdy z nich zapytany odpowiedziałby “nie umiem sam”. I jak ocenisz słuszność roszczenia, skoro zwolniliśmy urzędników?
leto Załóżmy, że wielki kapitalista ma, przez swoje powiązania z władzą, przewagę 5% rocznie nad zwyczajnym, najemnym pracownikiem klasy średniej (nie oszukujmy się, przewaga jest większa). Jaki będzie skutek działania procenta składanego w czasie?
Po 40 latach utrzymywania się tej 5% przewagi, jego majątek urośnie 7 (słownie: siedem) razy bardziej, niż człowieka klasy średniej. Po 80 latach będzie 50 razy bogatszy. Kurtyna.
Łączymy troche dwa pojecia, która nie zależą od siebie wprost. Socjal i nierówna akumulacja kapitału.
Zgodzę się, że korporacje coraz bardziej zachodzą w sferę zarządzania populacjami, która dotychczas była zarezerwowana
tylko dla polityków. Póki co żyjemy w czasach, gdzie możesz wybrać, czy chcesz wspierać takiego giganta, czy nie. Potem może zetrą się z rządami (scenariusz na czasie z niedawno wydanego Cyberpunku) i przejmą ich role lokalnie lub globalnie.
Czy będą gorszym, czy lepszym zwierzchnikiem od rządu? Czas pokaże.
Załóżmy, że masz rację i tych złych korpokratów trzeba wyrównać z innymi. A co tak, na potrzeby przykładu, wyrównajmy wszystkich. Bardzo łopatologicznie licząc, rozdysponowanie obecnego światowego PKB po równo po ludzkiej populacji przyniosłoby każdemu jakieś 17 tysięcy dolarów na rok. Sam sobie pomyśl, co za to można kupić i gdzie.
Brzydka prawda jest taka, że nawet ten internet z którego korzystamy to przywilej, który mógłby ratować życia. Nieważne w jakim punkcie czasu staniesz, zawsze byli jacyś równi i równiejsi i zawsze stawali przeciwko sobie na własnych szczeblach. Nie ma dla mnie różnicy, czy zwierzchnictwo nade mną ma korporacja, czy państwo - niech wygra lepszy. Oczywiste, że kryzys dociśnie wszystkich po równo - niektórych zabije, a niektórzy nie zobaczą. Tyle, ze korona to jest kryzys “grecki” - nie stać nas na latte. Kryzys pierwszego świata.
Jestem zdania, że żadna ilość pieniędzy nie rozwiąże biedy.