Obrazek 1
Świętujemy duży kontrakt z klientem. Lokal dobrej klasy. Nie wchodzi się do niego z przysłowiowej ulicy. Nie jestem wielkim fanem takich miejsc, ale jestem zawodowcem. Czasem trzeba. Jak zwykle, jestem pierwszy. Klient przychodzi z partnerką. Wiem, że to nie jego żona, nie moja rzecz. Jestem tu przecież w innym celu. Miły wieczór, swoją drogą. Fajny klimat. Ludzie na poziomie. Po jakimś czasie klient przeprasza i idzie do toalety. Zostaję z jego partnerką sam na sam. Rozmawiamy o pierdółkach, taki small talk. W sumie o czym mamy rozmawiać, jak widzimy się pierwszy raz w życiu?
I nagle słyszę - wiem, O, że jesteś facet na poziomie. Z klasą. Gdybyś chciał, moglibyśmy spędzić ze mną trochę czasu sam na sam, dostosuję się. I patrzy na mnie, uśmiecha się. A ja chyba pierwszy raz w życiu nie wiem, co powiedzieć. Oczy musiałem wtedy mieć jak ten pies z Andersenowskiej bajki. Moja obrączka na palcu nie robi różnicy. Znak czasów. Obracam sprawę w żart i zmieniam temat. Na szczęście klient pojawia się na horyzoncie.
Niesmak.
Obrazek 2
Jestem zaproszony na amatorski turniej golfowy. Golf jest fajny, wziąłem wcześniej parę lekcji. Zebrała się na miejscu elita regionu. Część znam, część poznaję na miejscu. Jest fajnie. Na początku. Potem obserwuję w praktyce tezę, iż alkohol nie każdemu służy. Jest go coraz więcej. Żarty coraz mniej przednie, coraz bardziej “tylne”. Do personelu, do kelnerek. Widzę, że dla nich to pierwszyzna, ale świata nie zmienię. Wiem, gdzie jest granica. I obserwuję jej przekraczanie. Potem widzę, jak Pan z tzw. pierwszych stron gazet opróżnia prawie “na hejnał” butelkę Johnniego Walkera na środku pola golfowego, który dostarczył mu usłużny personel, potem malowniczo zwraca zawartość butelki pod swoje nogi. Zaraz potem wrzeszczy i klnie, bo mu strzał nie wyszedł.
Niesmak. Zdecydowanie wolę jednak strzelnicę.
Obrazek 3
Siedzę w moim biurze ze znanym, lokalnym politykiem, dosyć dobrze umocowanym w ogólnopolskich strukturach. Kiedyś się poznaliśmy, chce się ze mną spotkać. Dlaczego nie? Umawiam spotkanie. Kampania samorządowa za pasem. Domyślam się, jaki będzie cel tego spotkania, ale chcę się osobiście przekonać. Nie mylę się. Chodzi o pieniądze na kampanię. Kwota spora, ale dla mnie wtedy już akceptowalna. “Niczym nie będziesz się musiał przejmować. Zarobisz Ty, zarobię ja, spółki wojewódzkie staną przed Tobą otworem”. Słyszę wprost, praktycznie od razu. Grzecznie dziękuję. Nie pracuję z politykami i dla polityków. Wiem, że nie wchodzi się “z ulicy” w pewne miejsca, nawet z doświadczeniem, ale nie warto.
Niesmak.
Są ludzie, którzy naprawdę chcą się z Tobą zaprzyjaźnić.
Otwierają Ci drzwi.
Dają szanse na świetną fuchę, wspaniały seks, perspektywy.
Oczekują niewiele, na początku. Tylko się zaprzyjaźnić.
Są fajni. Tacy fajnoPolacy. Jak to, to Ty nie jesteś taki fajny?
Przecież jesteś ktoś! Jesteś jak my. Jesteś nasz!
Masz możliwości. Jesteś przecież częścią naszego świata.
Nie, nie jestem.
I nie warto.
Stracisz duszę.