Obejrzałem Diunę, która po wielkich bólach i opóźnieniach trafiła wreszcie niedawno do kin.
Mam mieszane uczucia.
Uwaga, będą (niewielkie) spoilery!
Film oczywiście wizualnie i klimatycznie jest wspaniały. Arrakis, “realia” (na tyle, na ile możemy mówić o realiach w przypadku fikcyjnej fabuły xd) życia na niej, relacje między postaciami - wszystko to zostało oddane doskonale. Książka została też przełożona na ekran dość wiernie, bez nadmiernych odstępstw. Ekranizacja jest może nie do końca taka, jak sobie wyobrażałem; historia podana jest jeszcze bardziej mrocznie i zawiesiście, niż ja ją miałem w głowie. Podana jest powoli, niektóre sceny są w konwencji ciężkiego horroru (np scena po zamachu na Vladimira Harkonnena czy próba Paula przed matką wielebną Mohiam), to jest bardzo ciekawe, kreatywne, trzeba za to Villeneuve’a pochwalić.
Z drugiej strony - trochę kuleje aktorstwo. Film ciągnięty jest do przodu przez Chalameta odtwarzającego rolę główną i on to robi wg mnie bardzo dobrze; może nie genialnie, ale bardzo dobrze. Postawił na pokazanie zagubienia, strachu i konfliktu wewnętrznego w młodym księciu, na uwypuklenie tych aspektów. Ja to doskonale rozumiem i to super pasuje do ogólnej konwencji ekranizacji - żeby wszystko było ciężkie, posępne, smutne, horrorowe. Pozostali aktorzy już tak średnio dają radę. Vladimir Harkonnen wyszedł super, ale już Jason Momoa jako Duncan Idaho to jakaś porażka (w ogóle, co ten aktor robi w Hollywood xd, nie widziałem ani jednego filmu, w którym dałby radę, a raczej nie brał on ambitnych ról, więc poprzeczka nie była zawieszona wysoko), niespecjalnie też powala na kolana Ferguson jako matka Paula, gra super płasko, bez wyrazu. Nie wiem, może to znowu była kwestia konwencji, ale inaczej sobie wyobrażałem Lady Jessikę, bazując na książce.
No i film jest długi. Dwie i pół godziny, a Villeneuve zmieścił w tym zaledwie połowę książki. To jest wg mnie przesada. Ja rozumiem, że ma być powoli, horrorowo i kontemplacyjnie, ale zostało to pociągnięte zbyt daleko. Rozumiem też, że fabuła książki jest dość zawiła, więc zdecydowano się na podział na dwie części. Ale wg mnie optymalnym rozwiązaniem byłoby albo - jak np w przypadku Stalkera - zmieścić całość w 3h (co prawdopodobnie nie spodobałoby się szerokiej publiczności), albo zrobić dwa filmy, ale w krótszym, typowym formacie 1:40.
Zrezygnowałbym też z efektów specjalnych. To nie wyszło. W 2021 r., z takim poziomem efektów, film nie może konkurować z innymi produkcjami, trochę trąci myszką (np sposób, w jaki ukazane są tarcze). Efekty specjalne są kompletnie niepotrzebne dla przekazania tej historii.
Ostatecznie jednak plusy oczywiście przeważają nad minusami. Daję 7/10.
Tego samego dnia obejrzałem wieczorem Ptaki nocy (i fantastyczna emancypacja pewnej Harley Quinn). Jest to wspaniały film o niczym. Serio jest wspaniały, jest wspaniale kolorowy, jest to jeden wielki festyn barw, lania się po mordach różnymi dziwnymi przedmiotami, biegania i fenomenalnej mimiki Margot Robbie, jest szybki, zakręcony, pojebany jak główna bohaterka, dawno nie widziałem tak świetnego odmóżdżacza. Z założenia fabuła jest nieistotna. Genialne w swej prostocie! 8/10, doskonała odskocznia po ciężkim, zawiesistym klimacie Diuny. Zupełnie nie rozumiem pastwienia się krytyków nad tym filmem. Czego oni oczekiwali, jebanego traktatu filozoficznego podawanego równolegle z tym, jak Harley Quinn napierdala dwumetrowym młotem po głowie złoli? No nieeeee, to tak nie działa. Ten film jest po to, żeby się wyłączyć, nie myśleć, tylko chłonąć to, co jest na ekranie!