Witajcie. Ten tekst pojawił się kilka miesięcy temu na BS pod innym tytułem. Traktuję go jednak wyjątkowo i osobiście i chciałem, by pojawił się również tutaj, po drobnych uzupełnieniach.
Późny wieczòr. Zerwał się lekki wiatr, zanosi się na burzę. Szum pobliskiej rzeki jest bardzo kojący. O zapaloną lampę tłuką się ćmy i robaczki świętojańskie. Żaby też już dają wieczorny koncert. Głaszczę psa, który swym ulubionym psim zwyczajem umościł się do snu na moich kolanach. Mądre, buldozie oczka patrzą na mnie. Dwa koraliki. Drugi pies kima już pod stolikiem od dłuższego czasu. Bez ukochanych zwierzaków moje życie byłoby o wiele bardziej ubogie.
Podnoszę wzrok. Po drugiej stronie stolika siedzi Ona. Światło jest słabe i rozproszone, ale jednak widzę, jak się do mnie uśmiecha i całkiem nieparlamentarnie puszcza do mnie oko. Duże, szare oczy. Piękne oczy. Radosne, wesołe spojrzenie. Dobre i ciepłe. Spojrzenie, w którym można się utopić. Utonąłem w nim już wiele lat temu.
Widze, że rozczesuje swoje dlugie, ciemne włosy. Wstaję od stolika, podchodzę w jej kierunku. Staję z tyłu, ogarniam jej włosy z czoła, mocno całuję. Chwyta moje ramię i nie puszcza. Czuję zapach jej włosów.
Uwalniam się z jej objęcia, siadam obok. Zamykam oczy, uśmiecham się. Do siebie, do niej. Do wspomnień.
Obrazki z przeszłości.
Złość. Rozgoryczenie. Walę pięścią w kierownicę. Znowu nie udało mi się dopiąć kontaktu. Moja praca i przygotowania znów na marne. Zawiodłem kolejny raz. Siedzę w samochodzie pod blokiem. Mam dosyć całego świata. Wchodzę powoli do mieszkania, siadam na kanapie. Milczę. Ona wie, że znów coś nie tak. Mocno mnie przytula. “Wszystko będzie dobrze, zobaczysz. Wierzę w ciebie.”
Szpitalny korytarz. Modły zapach środków dezynfekcyjnych. Siedzę na szpitalnym krześle. Pół godziny temu zmarła moja mama. Słyszę jakiś ruch na korytarzu. Przyjechała. Mówię, co się właśnie stało. Widzę, że łza spływa jej po policzku. Trzyma mnie za rękę. Nie płaczę. Jestem spokojny. Jak zawsze. Chodź, mówię. Muszę zająć się pogrzebem.
Bądź przy mnie.
Parking pod domem. Trzymam kluczyki w ręku. Nagle czuję, że coś jest nie tak. Robi mi się potwornie zimno, a chwilę potem gorąco. Łapie się otwartych drzwi. Potem nic nie pamiętam.
Budzę się na szpitalnym łóżku. I widzę jej oczy. Widzę, że płakała. Mimo ze średnio się czuję, nadrabiam miną i staram się ja rozśmieszyć, żartując: nie martw się kocie, złego licho nie bierze.
Potem lekarz mi mówi, że faktycznie przegiąłem, doprowadzając się do takiego stanu z przepracowania. Na własne życzenie. Pierwszy raz odczuwam, że nie jestem nieśmiertelny, niezniszczalny i zwalniam tempo.
Dla siebie i dla niej.
Mój pierwszy występ w TV i jeden z pierwszych wywiadów, w których ja nie jestem przepytujacym gości w swej niszy, a gościem - komentatorem zaproszonym do programu “dużych mediow”. Jeszcze wtedy nie wiem, że zmieni on naprawdę wiele. Wracam z nagrania z Wawy. Ogladamy go jakiś czas potem razem.
Jestem z Ciebie dumna. Bardzo. - słyszę.
Cienie i blaski. Rzeczy dobre i złe. Chwile wspaniałe i gorsze. Życie składa się z takich obrazków. I popełnianych błędów.
Nie umiem pisać o miłości, mimo że pisanie i gadanie to jedne z niewielu rzeczy, jakie potrafię.
Ale spróbowałem.