usunieto Opowiedziałbyś kiedyś o swojej drodze do Afryki jak się tam znalazłeś?
Tu akurat nie ma tajemnic. Od dziecka chciałem zobaczyć Afrykę, najlepiej tę subsaharyjską. W pamięci miałem “Przygody Tomka na Czanym Lądzie”, “W pustyni i w puszczy”, książeczki z tygrysem o bitwach w Afryce. Wszystko to podlane łysiakowską soczystą prozą o Tangalandzie i awanturniczymi opowieściami Cizia Zyke.
Tyle, że jakoś niegdy nie było czasu ani okazji. Podróże zagraniczne nie były aż tak dostępne. Raz, po kilkumiesięcznym gigantycznym i wyczerpującym projekcie wsiadłem w samochód z zamiarem dojechania aż do Maroka. Cel zrealizowałem połowicznie - śniegi, przez które musiałem przejechać na letnich oponach w Niemczech, Francji i szczególnie Pirenejach tak mnie wymęczyły, że zaległem na przeszło miesiąc na południu Portugalii. Miałem swój ersatz przygody, lecz Afryka wciąż pozostawała nieodkryta.
Dopiero po kilku latach wymyśliłem sobie, że skoro mieszkam w Europie, to warto byłoby zobaczyć wszystkie kontynenty na literkę “A”. Wybór padł na Australię, wizę uzyskałem dosłownie w 15 minut. Niestety, sprawy rodzinne totalnie pokrzyżowały mi ten wyjazd. W złości zabukowałem więc sobie nową podróż życia przez Azję, ale i te plany mi nie wypaliły. Rzutem na taśmę i w akcie desperacji zakupiłem pierwszy z brzegu bilet do Zachodniej Afryki. Ta podróż wypaliła. I tak mi już zostało ;-)
usunieto Co do afrykańskich pasji podzielisz się wiedzą jakie to?
Ciężko ubrać to w słowa. Najbardziej chodzi o klimat życia tam. Oczywiście zwierzęta są niesamowite (nie zna życia, kto nie spał pod blaszanym dachem na którym małpy co noc urządzały sobie orgię ;-) ), widoki zapierają dech w piersiach, kuchnia bywa obłędna. Najważniejszy w tym wszystkim jest jednak klimat życia. Żadna to frajda polecieć na wczasy do hotelu i spędzić czas na basenie. Ja lubię wchodzić między lokalnych ludzi, mieszkać z nimi, widzieć zmiany, jakie tam zachodzą. To jest dla mnie sens tych podróży.
Dodam, że nie są to podróże dla każdego. Zdarzało mi się mieszkać w domach bez bieżącej wody w kiblu, ciepłej wody, bez klimatyzacji, w których przez cały dzień albo i dłużej brakowało prądu a karaluchy w łazience były wielkości sporych myszy. W chałupach, w których kuchenka gazowa była tak pordzewiała, że przed każdym odkręceniam gazu odmawiałem zdrowaśkę. Albo podróżować zdezelowanym samochodm na łysych oponach z jednego miasta do drugiego w deszczu i kompletnej mgle 10 - 12h w jedną stronę. Zatrucia, infekcje, poparzenia stóp w oceanie (np. w wyniku kontaktu z żeglarzem portugalskim), odwodnienia to też dość normalne. Trzeba to po prostu lubić.
Gorąco przepraszam za offtop :-)