Samemu czasem do tego wracam, kiedy mi do głowy zaczynają wpadać głupie pomysły sprawdzania jak inni mnie widza. Programowanie jest niestety głębokie. Pierwszym objawem jest próba dopasowywania innych do siebie, więc tak naprawdę prawdziwy egoizm.
Szukałem też tego mitycznego wewnętrznego dziecka w sobie, którym się trzeba zaopiekować. Mam dwie teorie.
- albo go tam nie ma,
- albo ja nim jestem.
Skłaniam się bardziej ku temu drugiemu, a wewnętrzna część mnie cały czas tam siedziała i próbowała mnie chronić. On dorastał razem ze mną i się uczył. Próbował się uwolnić, ale im starszy byłem, tym mocniej trzymałem go pod kluczem, traktując jak coś nieodpowiedniego, nieludzkiego. Kiedy zrozumiałem, że bez niego w moim życiu w pełni nie ma mowy o akceptacji, miłości, autentyczności, radości i szczęściu, wtedy zaczęła się moja nauka.
Z drugiej strony, moja droga w poszukiwaniu wyjścia z traumy zaczęła się z pierwszą książką dotyczącej samopomocy. Poszukiwałem siebie i badałem grunt, jednak cały czas zmieniałem się dla innych. By w oczach innych być lepszym, bo w swoje oczy nie byłem w stanie spojrzeć. Patrzyłem na wszystko tylko nie w oczy.
I wtedy, po napisaniu listu, dotarłem do prac Anthonego de Mello. Dawniej bym nie zrozumiał, ale trafiłem na właściwy czas. Kiedy zrozumiałem, że etykiety, w jaki inni nas oklejają są częścią “mnie” a nie ja. Ja jest inne, niezalezne. Programują “mnie”, ale “Ja” jest niezmienne. Emocje targały “mną”, ale “ja” tam byłem i obserwowałem. “Ja” jest świadome, a “mnie” skrzywdzili w przeszłości lepiąc na swoje podobieństwo. “Mnie” odpalały zachowania innych, ale “Ja” mam większą akceptację. Moje “Ja” cały czas poznaję, albo uczę się jak korzystać z jego obecności.
Dlatego rozumiem już, żeby żyć, trzeba umrzeć, a zmiana aby była trwała wymaga cierpienia.