Zależy co i dla kogo.
Ja przerabiałem więcej niż raz opcję wskazywaną przez @Nieidealny .
Mężatka to partnerka idealna na tzw. kochankę dla żonatego. Męża swojego ma, wiec głowę suszy jemu. Ten mąż jest zresztą zazwyczaj archetypem tego, czego dana pani nie lubi i dlaczego woli ciebie (bo jesteś inny, różnisz się w danych konkretnych dziedzinach - zazwyczaj chodzi o rzeczy oczywiste: inne ciało, inna umysłowość, nowość, zainteresowania, look). Dzieci ma, zatem od ciebie już dzieci nie potrzebuje.
Bardzo sobie chwaliłem na przykład ognisty dwumiesięczny romans, w którym nawet nie znaliśmy swoich imion. Tylko spotkania w hotelu. W życiu nie dostałem tyle pornograficznych maili, jak wtedy. Pani się otworzyła na wszystko, czułem się wielbiony jak bożek. Ale byłem chyba tylko odskocznią, bo nagle ni z gruchy ni z pietruchy dostałem - zamiast dotychczasowych bezeceństw - maila, że coś się w życiu pani wydarzyło i nie możemy tego kontynuować. Ale, ze mnie nigdy nie zapomni. Najs.
Miałem też jak wiadomo długą relację z mężatką - będącą w takiej samej sytuacji jak ja, to znaczy w małżeństwie bez perspektyw, na wylocie. Trzy bardzo szczęśliwe lata, to była miłość. Spójność na każdej płaszczyźnie. Było miło, trochę habituacji i się skończyło.
Z teorii - targetuję się jako rozwodnik na mniej więcej rówieśnice z przychówkiem. Obecnie rozwódki, bo sam jestem po rozwodzie i nie muszę zachowywać konspiracji.
Z ostrożnością podchodzę do panien w moim wieku, a zwłaszcza bezdzietnych (chociaż znalazłem obiecującą właśnie na tinderze - może chociaż fajny fuckbuddy z niej będzie). Wydaje mi się, że potrzeba macierzyństwa jest głęboko zakotwiczona w kobiecie i kobieta, która dzieci nie miała, jest w jakimś stopniu upośledzona i tak się czuje. W ogóle kobiety są bardzo wrażliwe na opinie i oceny środowiska, oczekiwania względem nich. Przykładem niech będzie to, że baby dogryzają sobie z tego powodu, że ta druga rodziła przez cesarskie cięcie a nie naturalnie, zatem jest złą matką (WTF?).
Panien 40-letnich też bym się wystrzegał, bo to znaczy, ze kaprysiły, nie umiały znaleźć jakiegoś złotego środka i kompromisu. To mogą być dziwaczki.
To wszystko wyżej to póki co teorie, zobaczymy co w najbliższych tygodniach przyniosą łowy na tinderze. Piszę “łowy” ale tak naprawdę to mężczyzna tu jest zwierzyną, bo głos decydujący zawsze należy do kobiety. Na ten tydzień szykują się trzy randki: jedna w moim mieście, dwie wyjazdowe w Warszawie.
Z taktyki: po jednym dniu pisania mam już ogląd i piszę, że chcę się spotkać danego dnia. Nie pytam, czy ma czas, tylko wskazuję datę - odpowiedzi są twierdzące.
Druga zasada: nie piszę kilka wiadomości pod rząd. Coś napiszę i ona odpisuje.
Trzecia sprawa: babka pisze, że ma spotkanie i musi przerwać. Ja jej na to - że jak skończy, to żeby się odezwała. Odzywa się sama z siebie, czyli jest zaintersowana.
W jednej gadce dobrze według mnie wyszło, gdy po zmatchowaniu i pierwszych zdaniach/wymianie dowcipasów i aluzji napisałem, że jest późno i kontynuujemy jutro. Pani przez całą dobę dojrzewała i była bardzo chętna.
Lubię widzieć dobre reakcje. Jak same piszą, że to jest fajna rozmowa, że podoba jej się styl/poczucie humoru, jak dają serduszka co do tego, co piszę. Lubię otwarcie mówić, co mi się w kobiecie podoba i kręci mnie taka sama szczerość. Jest też szkoła, żeby być tajemniczym i chłodnym, ale według mnie to trąci bucowatością. Raczej babki lubią spontan.