Z założeniem tego tematu nosiłem się od dłuższego już czasu. Nie jest to prosta i wygodna tematyka - także z tego powodu, że wiele osób stąd, które zwyczajnie lubię i cenię są entuzjastami treści spod szyldu “red pill”. Nie chciałem, by poczuli się urażeni tym, co zamierzałem napisać, więc odkładałem to na tzw. “półkę”.
Leżąc sobie dzisiaj w łóżku pomyślałem jednak, że jest to forma autocenzury i odmawiania sobie prawa do wyrażania własnego zdania (a więc wyrażenia siebie), “bo ktoś sobie coś pomyśli i zrobi mu się przykro”. Po to jest forum, by się swoimi przemyśleniami dzielić. Temat więc zakładam, jest on efektem moich obserwacji z ostatnich dwóch lat - nie tylko innych osób, ale i siebie, bo w środowiskach pigułkowych przebywałem, udzielałem się i chcąc nie chcąc pewne treści chłonąłem, nie bez wpływu na moje prywatne życie.
Z góry zaznaczę, że nie zamierzam nikogo “naprawiać” czy “zmieniać”. Każdy ma prawo wierzyć w to, co uważa za słuszne. Piszę to głównie dla siebie - jeśli dla kogoś będzie to przydatne to fajnie, jeśli zaś ktoś uważa to za guano to też spoko.
Zachęcam przy tym do wyjścia z własnego egocentrycznego postrzegania i spojrzenia na problem nieco szerzej. Zauważyliście pewnie, że nie ma jednej „czerwonej pigułki” – każdy patrzy na to nieco inaczej, chociaż można wyróżnić pewne cechy wspólne. Nie chcę pisać tutaj jednak o samym redpillu (o nim mamy na forum osobny temat), a o pewnych przykrych skutkach ubocznych wynikających z nadmiernego chłonięcia tego typu treści. Brakuje mi tu takiego zbiorczego tematu, a uważam, że jest on istotny.
Już w temacie dotyczącym filmu “Red Pill” zaznaczyłem, że nie neguję pewnych wartości wynikających z redpillowego spojrzenia na stosunki damsko-męskie. Wielu mężczyzn idealizuje kobiety w taki sposób, że odmawia im tych mniej szlachetnych, ludzkich cech - często taka postawa kończy się w momencie, gdy spotykają “złą” kobietę i jeśli to doświadczenie przepracują mają szansę wyrobić w sobie podejście bardziej zdroworozsądkowe, pokochać samych siebie, wymagać (a nie tylko dawać), no i traktować kobiety jak zwyczajnych ludzi, którzy – podobnie jak my - potrafią też krzywdzić i na taką okoliczność odpowiednio się zabezpieczyć.
Zwykły człowiek ma bowiem to do siebie, że łączy w sobie często skrajne postawy - potrafi kochać, ale i nienawidzić, potrafi czynić dobro, ale i zło, ma do zaofiarowania zarówno dobre, jak i złe rzeczy. To całkowicie normalne i naturalne, dorosłość jest efektem pogodzenia się z tym faktem.
I w tym momencie chciałem napisać o pierwszej rzeczy, którą zaobserwowałem - typowy pigułkowy ćpun ekstremalnie często przechodzi z jednej skrajności w drugą. Wcześniej idealizował kobiety, odmawiając im cech negatywnych, a teraz - będąc na diecie pigułkowej - odmawia im cech pozytywnych. Nie raz i nie dwa czytałem, że kobieta nie jest w stanie pokochać mężczyzny, że się nie przywiązuje, że nie przeżywa rozstań, że nie doświadcza bólu psychicznego po stracie bliskiej osoby, że kieruje się wyłącznie zimną kalkulacją, że traktuje mężczyzn wyłącznie użytkowo, ba - że nawet własnych dzieci kochać nie potrafi! Wczoraj “dowiedziałem” się, że rozwód to dla kobiety jak zamknięcie konta w banku!
Dla kogoś, kto obraca się wśród kobiet są to stwierdzenia niebywałe. I pomyśleć, że są to te same kobiety, które według redpillersów kierują się wyłącznie emocjami i z logiką są na bakier.
Uwaga jest jednocześnie formą ignorancji – gdy skupiamy się na jednym olewamy drugie. I to właśnie robi pigułkowy ćpun z informacjami napływającymi do niego ze świata zewnętrznego – szuka wyłącznie takich, które potwierdzają powyższy stan rzeczy. Nie jest to trudne, bo przykłady złych zachowań kobiet można mnożyć. Problem w tym, że można mnożyć również te pozytywne – tych jednak ćpuń zauważyć nie jest w stanie, a nawet jeśli to przypadkiem zrobi to przefiltruje je w taki sposób, by przedstawić je na niekorzyść kobiet.
I to jest pierwszy sygnał ostrzegawczy – jeśli dużą trudność sprawia Ci powiedzenie czegoś pozytywnego o kobietach to wiedz, że tracisz kontakt z rzeczywistością i przeszedłeś z jednego matrixu w drugi, równie dla Ciebie szkodliwy.
Zostawię na boku to z jakiej przyczyny „pigułkowcy” dehumanizują kobiety i zadam pytanie retoryczne – jak ktoś postrzegający je w taki sposób może mieć z nimi udane relacje? Jak taki ktoś może mieć udaną randkę z takim potworem jak kobieta? Czy takie przekonania nie odbierają mężczyznom wewnętrznego luzu, który jest niezbędny do tego, by kobieta czuła się z nami dobrze i chciała z nami mieć coś wspólnego? Są to pytania retoryczne.
Kobiety z łatwością wyczuwają facetów, którzy ich nie lubią.
Gdy chłoniesz codziennie negatywne treści piszesz w swojej głowie katastroficzne scenariusze. Relacje z kobietami wydają się być skrajnie zagrażające.
Powyższe uniemożliwia facetom pełne zaangażowanie się w związek z kobietą, przy czym mam tu na myśli zaangażowanie emocjonalne. Redpillersi bardzo często traktują to jak słabość (bo w końcu na babę powinno się mieć wyjebane), a ja twierdzę, że bez więzi emocjonalnej nie może być mowy o satysfakcjonującej relacji z kobietą. Relacje powierzchowne, czysto przedmiotowe nie dają spełnienia i w dłuższej perspektywie mocno nas upośledzają – nasze potrzeby nie znikają, a ucieczka od nich jest bardzo bolesna. Więź emocjonalna ma jednak to do siebie, że czasem zaboli Cię to co zrobi lub powie Twój bliski partner – tego bólu (będącego nieodłączną częścią każdej relacji) redpillersi chcą za wszelką cenę unikać, zamykają się, traktują własne emocje jako coś zbędnego, przeszkadzającego im.
Zaznaczę tu jedynie, że ludzie są różni – są osoby mniej i bardziej wrażliwe. Dla tych drugich taka postawa to zabójstwo.
Kolejna kwestia to specyficzny „słownik”, którym posługują się redpillersi – „beciak”, „simp”, „kukold” i tak dalej. On jest do pewnego stopnia użyteczny, by opisać pewne toksyczne, męskie postawy, niemniej jednak, gdy przychodzi co do czego dowiadujemy się, że za simpa może być uznany ktoś, kto powie jakiejś dziewczynie komplement, flirtuje z nią lub w inny sposób daje jej uwagę, kukoldem jest gość, który pomaga kobiecie nieść zakupy (nie tak dawno widziałem temat na BS, którego autor zrobił na ulicy zdjęcie jakiemuś przypadkowemu kolesiowi z torbą na zakupy i opatrzył go komentarzem „kukold” – tak, to szaleństwo czasem przybiera aż tak popierdolone formy), a beciakiem facet, który zajmuje się własnym dzieckiem. Mimo, że każdy facet ma w sobie w różnym natężeniu cechy alfa i beta (i każde z nich są niezbędne, by wejść w udany związek z kobietą!) to typowy redpillers widzi to zerojedynkowo – możesz być albo jednym albo drugim, przy czym to drugie odbiera Ci prawo do nazywania siebie “mężczyzną”.
Przypominam – jest to słownik stworzony przez mężczyzn – to mężczyźni robią to innym mężczyznom.
Już nawet mniejsza z tym – wielokrotnie widziałem przykłady pokazujące to jak bardzo powyższy słownik potrafi blokować samych facetów w relacjach z kobietami. Goście internalizują te treści, tworząc sobie w głowie pewien wizerunek faceta, którym chcieliby być i próbują za wszelką cenę się do niego dopasować. Są chodzącym strachem. „Nie kupię jej kwiatów, bo wyjdę na kukolda”, „nie otworzę jej drzwi, bo będę simpem”, „muszę udawać zdystansowanego i zimnego, żeby wyglądać na alfę”. To staje się obsesją tych facetów. Nie zauważają oni przy tym, że jest to autosabotaż i samoodrzucenie w najczystszej postaci.
Bardzo wielu autorów ze świata redpill (nie wszyscy) sprawia wrażenie wiecznie wkurwionych - jakby nie przepracowali swoich złych doświadczeń z kobietami (każdy z nas takie miał!) i robili to poprzez promowanie takich treści (byle dojebać tym wstrętnym babom). Ćpun pigułkowy odczuwa dużą satysfakcję z tego, że kobietom coś się nie udaje, że popełniają błędy, że źle inwestują w swoje uczucia. Tu też powinna zapalić się nam czerwona lampka - czemu aż tak bardzo nas to cieszy? Czemu dla innych facetów takie treści są obojętne i w ogóle się na nich nie skupiają? No właśnie…
Każdy facet do jakiegoś stopnia chce być chciany, akceptowany i pożądany przez kobiety. To element naszej natury. Nie wierzę, że można czuć się spełnionym facetem, gdy się tego nie doświadczyło. W tym kontekście ćpuń pigułkowy działa na własną niekorzyść, minimalizując swoje szanse z kobietami praktycznie do zera.
Jedna pigułka i wystarczy. Nie więcej.