https://www.filmweb.pl/serial/Samce+alfa-2022-10024660
Jeśli ktoś zamierza oglądać - uwaga SPOILERy!!!1
Przeglądając ofertę Netflixa, przypadkiem znalazłem hiszpańską komedię „Samce Alfa”. Zacząłem oglądać z ciekawości, a humor (głównie ten niezamierzony), utrzymał mnie dalej. Jak tu się nie śmiać, skoro platforma słynąca z postępowości dopuszcza na antenę karykaturę własnej ideologii. Przypomina się PRL i kabaret „Tey” albo twórczość Barei, które przemykały przez ślepą plamkę pozbawionych humoru cenzorów. Dzięki temu przebrnąłem przez seanse w ramach wieczorków z żoną (ona również przyznaje, że to antyreklama feminizmu).
Serial śledzi perypetie czterech przyjaciół po czterdziestce, których poznajemy na „Kursie dekonstrukcji męskości”. Oczywiście tej toksycznej. Czego można oczekiwać po Netflixie, żaden z nich nie jest samcem alfa w klasycznym zrozumieniu tego słowa, a czasem skrajnie daleko im do tego określenia. Ale po kolei:
Santi (a raczej Santo subito) to najbardziej wkurwiający z przyjaciół. Rozwodnik masochista, który pierdolniętej, zdradzającej byłej opłaca alimenty, mieszkanie i samochód. Gdy nastoletnia córka ucieka od matki i wprowadza się do niego, zaczyna za jej namową umawiać się na kolejne randki z tindera. To on jest największym zwolennikiem idei „toksycznej męskości” i to on namawia przyjaciół na udział w kursie prostującym, a jednocześnie gardzi kobietami, z którymi się spotyka (niespecjalnie dziwne bo to parada debilek). Nie umie jednak odmówić, co prowadzi do różnych patologicznych sytuacji.
Raul jest wiecznie obijającym się właścicielem połowy restauracji. Chce oświadczyć się swojej dziewczynie (prawniczka) jednocześnie regularnie ją zdradzając (z żoną wspólnika). Ona zaskakuje go propozycją otwarcia związku. Jest niezbyt inteligentnym leniem (mieszka u dziewczyny, a ona zarządza jego udziałami w restauracji) i najbardziej szowinistycznym z przedstawionych bohaterów. Zazwyczaj tworzy równowagę przez konflikt z Santim.
Louis jest policjantem z drogówki i zestresowanym, ale zaangażowanym ojcem. Od razu dowiadujemy się, że po wyczerpującym dniu , to on codziennie kładzie dzieci spać i nie ma siły, ani ochoty sypiać z żoną (5 miesięcy przerwy). Niemniej próbuje np. kupując zabawki erotyczne, uczęszczając na terapię i starając się w każdej sytuacji pomóc żonie. Okazuje się, że jego niechęć wynika z niskiego poziomu testosteronu – po wizycie u lekarza zaczyna się normalnie dobierać rankiem do wyposzczonej żony, na co ona reaguje awanturą i oskarżeniami o gwałt. Jego żona z kolei , wspierana przez poliamoryczną przyjaciółkę, rozpoczyna romans z trenerem na siłowni. Jednocześnie inicjuje rozwód z mężem i wyrzuca go z domu.
Pedro jest dyrektorem w telewizji, który zostaje zwolniony ponieważ jego stanowisko zostało objęte parytetem. Na nowy dom, na który obecnie go nie stać, zaczyna zarabiać jego partnerka. Sposób zarobku nie do końca mu odpowiada (kobieta staje się influencerką i zaczyna od sprzedania jednego z samochodów i kupienia followersów), ale czując się coraz bardziej zbędny, opornie stara się ją wspierać.
W ostatnim odcinku scenarzyści chyba przypomnieli sobie o tym, kto opłaca serial i naginają własnych bohaterów. Tak więc, żona Louisa - Esther, od początku wmawia widzowi, że to wina męża, a gdy młodszy kochanek kopie ją w dupę, nadal nie potrafi powiedzieć przepraszam, dostaje Louisa (który dotychczas stawał na nogi) z powrotem. Bo tak. Dokładnie tak samo, po serii tinderowych porażek, kończy świętoszkowaty Santi – wraca do źródeł i przygarnia toksyczną eks do siebie. Pedro na kursie dekonstrukcji męskości jest najaktywniejszym użytkownikiem, wbijając każdorazowo klin prowadzącemu. Ostatecznie prowadzi go to do stworzenia własnego kursu odbudowy męskości, który jest natychmiastowym sukcesem. To nakręca konflikt z partnerką, która odkrywa własny feminizm, wybiera własnych followersów i porzuca Pedra. Z kolei kochanka Raoula nagrywa ich zbliżenie i wysyła mężowi, co prowadzi do tego ,że on traci restaurację, a dziewczyna wyrzuca go z domu bez grosza. Płacząc, trafia do nagle opustoszałego domu Pedro. Panowie się obejmują. Kurtyna.
Najlepsze w serialu było aktorstwo i humor. Dekonstrukcja męskości w wykonaniu Netflixa zawodzi jak kurs, na który uczęszczają główni bohaterowie. Skonfrontowany z prostą sytuacją prowadzący kurs (i co za tym idzie - scenarzyści) nie umie znaleźć odpowiedzi na pytania reprezentanta „patriarchatu”, a najbardziej toksycznymi zachowaniami cechuje się cała parada pierdolniętych (albo po prostu złych) kobiet (i Raoul). Najnormalniejsza z nich to partnerka Pedra - bezrobotna stewardesa, która zostaje influencerką. Podejrzewam, że wyciągnąłem z niego całkiem coś innego niż zamierzali przekazać ustami zagubionych postaci równie chaotyczni twórcy. Najlepsze co mi przychodzi do głowy to, że zamierzoną konkluzja brzmi: „zarówno zwolennicy patriarchatu, jak i i ich przeciwnicy są równie żałośni”. Nie mam zielonego pojęcia dlaczego Netflix to produkuje, ale jeśli chcecie zobaczyć przykład ideololo, które zżera własny ogon,(i przy okazji dostanie ponoć kontynuację) to jest dobre studium przypadku. Będę podrzucał jako doskonały przykład samozaorania.