Czuwaj,
tytuł jest bajtowy ale reklama dźwignią jak to mówią.
Przeczytałem ciekawy wywiad, który potwierdza nasze rozkminy o kobitach.
Ale że 52% “młodych” babeczek ma wyższe wykształcenie to nie miałem świadomości.
G S: Ile kobiet w Polsce nie ma dzieci?
Mateusz Łakomy: Wskaźnik bezdzietności wynosi u nas około 25 procent. To oznacza, że taki odsetek kobiet w okolicach czterdziestki nie ma dzieci.
Jedna czwarta. To dużo? Bardzo dużo?
Więcej niż w innych krajach Europy Zachodniej. W środowisku demografów trwają dyskusje, dlaczego tak jest i czy da się to zmienić.
Może one po prostu nie chcą dzieci?
Chcą i to masowo. Nie w tym sensie, że zaraz marzą o wielkiej rodzinie, ale dwoje dzieci to jest standard i bardzo chętnie. Aż połowa Polek i Polaków chce mieć dwójkę dzieci, a jeśli jakąś inną liczbę, to raczej więcej, niż mniej. Tylko dziewięć procent z nas zamierza poprzestać na jednym dziecku i tylko siedem procent nie chce mieć dzieci wcale.
Chcemy, ale potem nie mamy?
Bo pojawia się kilka barier. Nie jedna, nie dwie, ale kilka, które w dodatku nawzajem się wzmacniają. Parę lat temu zrobiono serię świetnych badań na temat tego, jakie są u nas ścieżki prowadzące do bezdzietności. Główną przyczyną, że kobieta nie zdecydowała się na dziecko, jest to, że nigdy nie weszła w trwały związek.
Nie znalazłam partnera?
Jakiegoś może znalazłam - takiego na „zobaczymy, co dalej". Ale nikogo do stałego związku, w którym chcę mieć dziecko.
Ale nie znalazłam, bo co? Te 25 procent ma pecha i nie trafiają na nikogo odpowiedniego? O co właściwie chodzi?
O różne rzeczy. Po pierwsze o to, że mamy w Polsce ogromną lukę edukacyjną, czyli różnicę w odsetku kobiet z wyższym wykształceniem wobec odsetka mężczyzn. Aż 52 procent młodych kobiet do 35. roku życia ma studia wyższe i tylko 32 procent mężczyzn. Różnica wynosi 20 punktów procentowych.
To strasznie dużo?
Tak. To jest przepaść.
I one nie chcą się wiązać z tymi chłopakami bez studiów?
Bo ma znaczenie zjawisko homogamii - nie tylko w Polsce, ale we wszystkich krajach rozwiniętych. To taki wzorzec wchodzenia w związki, w którym wiążemy się z osobami do siebie podobnymi. Z wielu badań wychodzi, że podobieństwo pod względem wykształcenia jest najważniejsze, ponieważ pod tym kryje się szerszy kontekst pewnych kodów zachowań, wspólnych cech klasowych, marzeń, sposobów spędzania wolnego czasu. Wykształcenie jest opakowaniem, w którym siedzi wiele innych rzeczy.
Romans z kimś gorzej wykształconym mogę mieć, ale to nie jest kandydat na ojca mojego dziecka?
Przy czym tak może myśleć kobieta, ale też mężczyzna. Bo wszyscy gramy w homogamię. Zdarzają się pary i małżeństwa, gdzie kobieta ma lepsze wykształcenie niż mężczyzna, ale one są rzadkie.
Skąd się bierze ta luka edukacyjna? Dlaczego mamy tak dużo kobiet po studiach i tak mało mężczyzn?
Jakaś luka edukacyjna występuje prawie wszędzie, ale w Polsce jest ona bardzo wysoka. Istnieje masa koncepcji, dlaczego tak jest, ale brakuje pogłębionych badań. Jako jedną z przyczyn można wskazać koncentrację edukacji wyższej w dużych miastach. To powoduje, że kobiety, które chcą poprawić sobie jakość życia, mają większą skłonność do migracji do dużych miast i tam zaczynają studiować. Cokolwiek.
Jadę do dużego miasta postudiować?
Jeszcze inaczej: część kobiet chce się wyrwać ze swojej małej miejscowości czy wsi, a najlepszym powodem są studia wyższe.
Pokutuje taki stereotyp, że kobiety chcą robić karierę i się edukować, a mężczyźni są oklapli i mniej ambitni. Ale wnioski z badań są inne. Nie chodzi o to, że każda kobieta chce poprzez studia zdobyć jakiś konkretny zawód, o którym marzy, albo uważa, że po tych studiach będzie zarabiać dużo pieniędzy. Częstym motywem jest to, że studia to bezpieczne wejście do dużego miasta. Mężczyźni rzadziej wykazują skłonność, żeby studiować dla studiowania i uczyć się kierunków, po których ciężko o jakiś konkretny zawód.
Czyli prywatną Wyższą Szkołę Tego i Owego kończą głównie dziewczyny?
Tak. To wynika ze statystyk. Mężczyźni bardziej cenią konkret i to, żeby zarabiać tu i teraz. Zresztą możliwości uzyskania w miarę dobrej pracy przez mężczyznę ze średnim wykształceniem są jednak lepsze niż w przypadku kobiety. Innym powodem dużej luki edukacyjnej może być to, że szkoły są jednak bardziej nastawione na kształcenie kobiet. Wysoki stopnień feminizacji wśród kadry pedagogicznej tworzy dla dziewczyn nieco lepszą atmosferę do nauki niż dla chłopców. To nie jest nic decydującego - chcę to podkreślić - ale kolejny mały czynnik tu, mały czynnik tam, no i to w końcu tworzy pewien wzorzec. Chłopcy w szkołach czują się bardziej wyobcowani, mają większą skłonność do trudności edukacyjnych, cześciej powtarzają klasę i cześciej nie kończą szkół niż dziewczynki. Kolejna rzecz: w wieku nastoletnim status chłopaka w grupie bardziej zależy od tego, że jest przekorny, potrafi się postawić nauczycielowi, a nie od tego, że dobrze się uczy i odrabia prace domowe.
Czyli kobiety po studiach wolą pozostać samotne niż związać się z mężczyzną ze słabszym wykształceniem?
I nie jest to nic nowego, ale obecnie - ponieważ odsetek wykształconych kobiet bardzo wzrósł - zaczęło to być mocno widoczne w statystykach. W dodatku kobiety z wyższym wykształceniem koncentrują się w dużych miastach, a słabiej wykształceni mężczyźni zostają w mniejszych miejscowościach. Tym bardziej nie mają szans wchodzić ze sobą w związki, skoro żyją w innych światach.
I to jest główny powód niskiej dzietności w Polsce? Duża luka edukacyjna?
Jeden z.
A inne?
To zależy, które to dziecko. Bo inne rzeczy decydują o urodzeniu pierwszego, inne drugiego, a jeszcze inaczej trzeciego dziecka i kolejnych.
Co decyduje, że rodzi się pierwsze dziecko?
Bezpieczeństwo. Nie wiemy, co nas czeka, jak będzie wyglądało życie z dzieckiem, więc potrzebujemy do tej decyzji poczucia stabilności w trzech głównych obszarach. Po pierwsze bezpieczeństwo i stabilność w związku, czyli muszę mieć kogoś, na kogo mogę liczyć. Stała relacja jest decydująca. Po drugie poczucie bezpieczeństwa związane z dochodem i pracą. Badania są jednoznaczne, nawet robione całkiem różnymi metodami: Polki i Polacy do decyzji o dziecku muszą mieć stabilną pracę. Oboje. I mężczyzna, i kobieta.
Dwa dochody?
Tak. Bo młodzi dorośli nie zarabiają kokosów, a jak się te dochody skumulują, to może nam starczy. Oni mają taką obawę: zajdziemy w ciążę, urodzi się nam dziecko i wtedy możemy zostać z jednym dochodem, więc koniecznie chcą mieć zasiłek macierzyński, a temu sprzyja umowa o pracę. A najbardziej to chodzi im o umowę o pracę na czas nieokreślony, bo wtedy łatwo można wrócić do pracy.