W dzisiejszym cyklu “forum bawi i uczy” temat na czasie, już dawno chciałem zebrać te informacje w jednym poście.
Dużo z własnego doświadczenia (kilka relacji z różnego rodzaju toksykami przerobiłem) i sporo z doświadczeń innych osób.
Myślę, że do tego, że rozstanie i brak jakiegokolwiek kontaktu z osobą toksyczną jest jedynym słusznym rozwiązaniem nie muszę nikogo tu przekonywać - toksyka nie da się uratować, zmienić, naprawić, naprostować.
Wiemy to, a mimo wszystko próbujemy, często całymi latami. Chciałbym napisać tu dlaczego tak się dzieje.
Na wstępie mały eksperyment.
Wyobraźcie sobie, że idziecie na spotkanie w ciemno z osobą, którą dopiero co poznaliście. Po krótkiej wymianie uprzejmości Wasz nowy znajomy przedstawia się Wam w następujący sposób:
„Cześć, jestem X. Musisz wiedzieć o mnie, że jestem bardzo toksyczny/a. Jeśli wejdziesz ze mną w relację będę kłamać, manipulować, stosować gaslighting, wbijać Cię w poczucie winy, zawstydzać Cię, przekręcać wszystko, co mi powiesz. Gdy będziesz chciał/a ode mnie odejść zniszczę Cię, zacznę Cię znieważać publicznie, straszyć, szantażować, będę szukać sojuszników w walce z Tobą, zgrywać Twoją ofiarę, wykorzystam każdy Twój słaby punkt i przedstawię go publicznie, byle Cię zohydzić innym ludziom. Taki/a właśnie jestem, to cały/a ja. To jak? Piszesz się na to?”.
No kurwa, jasne, że nie.
Niemniej jednak toksyk nie pokaże Ci swojej prawdziwej twarzy. Przeciwnie.
Zostaniesz zaczarowany/a. Wprowadzony do bajkowego, cudownego świata. Wszystko będzie wyjątkowe, piękne, mistyczne, niebiańskie. Toksyk idealnie wypełni Twoje deficyty, obdarzając Cię bezwarunkową, matczyną miłością, a Ty poczujesz się kimś wyjątkowym.
No i kurwa tu jest pies pogrzebany, odpowiedź na pytanie dlaczego tak usilnie próbujemy zmienić toksyka, gdy nareszcie zrzuca on swoją maskę i jest sobą – małym, wystraszonym dzieckiem, które nie bierze odpowiedzialności za swoje czyny i zrobi wszystko, żeby nie poczuć się odrzuconym.
My dalej pamiętamy ten obraz z początku naszej relacji.
Tą iluzję, ten teatr, który został przed nami koncertowo odegrany.
Nie widzimy toksyka w pełni. Jesteśmy ślepi. Silne uwarunkowanie emocjonalne z początku relacji bierze górę nad zdrowym rozsądkiem.
Domagamy się od niego, żeby przestał kłamać, manipulować. Żeby przestał być toksykiem.
No kurwa, ale tym on właśnie jest.
Drzewo jest drzewem, pies jest psem, a toksyk jest toksykiem. Jak może być kimś innym?
Prof. Sam Vaknin, wybitny specjalista w temacie, jest zdania, że narcyzm, borderline i inne zaburzenia osobowości są nieuleczalne i dane na całe życie.
A my domagamy się od narcyza, żeby przestał nim być.
To tak jakby żądać od Słońca, żeby stało się Księżycem.
Dlatego jeśli widzę, że ktoś rzekomo świadomy toksyczności drugiej osoby domaga się od niej nietoksycznego zachowania wiem jedno – ta osoba dalej śni i nie potrafi pożegnać swojego wyśnionego ideału z początku relacji, którym toksyk nie jest i nigdy nie będzie.
Ewentualnie wie, że tak naprawdę nie ma tam toksyczności i może chodzić o zupełnie inne rzeczy.
Jedynym sensownym rozwiązaniem jest pozwolić toksykowi na bycie sobą. A następnie odcięcie się od niego.
Nieumiejętność pożegnania się z iluzją, którą sprzedał nam toksyk to pierwszy powód tego, że trudno się nam od niego odciąć.
Teraz powód nr 2.
Relacja z toksykiem regresuje nas do okresu dziecięcego.
Jak wspomniałem wcześniej toksyk na początku relacji idealnie wpasowuje się w nasze deficyty, wypełnia je.
Staje się matką, której nigdy nie mieliśmy.
Nie chcemy rozstawać się z taką idealną matką. To bardzo silny węzeł na poziomie emocjonalnym, dziecięcym – potężna siła. Cholernie trudno z tego zrezygnować, nawet, gdy jest się świadomym tej iluzji – tego, że zostaliśmy zwyczajnie nabrani, oszukani (najpewniej nieświadomie, bo toksyk jest zazwyczaj osobą bez umiejętności introspekcji).
Trzeba to sobie uświadomić i ten brak opłakać, lepszej okazji nie będzie.
Powód nr 3.
Brak umiejętności stawiania granic, asertywności, szacunku do samego siebie, dbania o własne interesy.
Nie bez przyczyny tkwimy w relacji, w której ktoś nas krzywdzi.
Powód nr 4.
Duży poziom wrażliwości, empatii.
Takie osoby mają dostęp do potrzeb emocjonalnych i żaden redpill tego nie zmieni. W kontakcie z toksykiem zwyczajnie polegną, bo będą próbowały go zrozumieć.
Nie ma nic gorszego niż próby zrozumienia toksyka, bawienia się w jego terapeutę, usprawiedliwianie jego czynów trudnym dzieciństwem, przeszłymi doświadczeniami.
Jeśli robisz coś takiego to stań 10 metrów przed ścianą, rozpędź się i pierdolnij się z całej siły w łeb.
Przez wiele lat próbowałem „zrozumieć” moich rodziców, moją EX i kilku innych toksyków po drodze.
I chuj, zrozumiałem tylko to, że próby zrozumienia są bezowocne i z dużą szkodą dla mnie samego.
Moje rady to:
- nie próbować zrozumieć toksyka
- nie bawić się w jego terapeutę, uzdrowiciela, mesjasza
- pogodzić się z tym, że mamy do czynienia z toksykiem, który będzie się zachowywać toksycznie, bo… jest toksykiem!
- pożegnać iluzję, którą toksyk zaserwował nam na początku relacji – tamta osoba NIE ISTNIEJE, istnieje tylko toksyk będący bardzo poważnym zagrożeniem dla naszego zdrowia psychicznego (istnieją badania wskazujące m.in. że narcyzm jest zaraźliwy!)
- pogodzić się z tym, że drugi człowiek nigdy nie wypełni naszych deficytów i nie da nam bezwarunkowej miłości – dorosłe relacje to BIZNES
- twardo bronić własnych granic i zadbać o nasze potrzeby emocjonalne w zdrowy dla nas sposób,
- uciąć wszelki kontakt z toksykiem, nie dawać mu żadnej atencji - w końcu się znudzi i znajdzie nowego żywiciela.