Antoniusz Osobiście uważam że my ludzie nie chcemy tzw. Miłości cokolwiek to znaczy - my chcemy PRZYJEMNOŚCI
Na pewnym poziomie jest to oczywiście prawda, ale zgodzisz się chyba, że my jako ludzie mamy różne potrzeby?
To nie jest przecież tak, że jeśli chce Ci się bzykać (co oczywiście jest bardzo przyjemne) to możesz to swobodnie zastąpić inną, przyjemną aktywnością (np. jedzeniem słodyczy) i będziesz zadowolony, bo dostarczyłeś sobie przyjemności.
I napiszę jeszcze coś - większość mojego życia spędziłem próbując uzyskać miłość moich rodziców. Ma tak większość z nas, którzy w dzieciństwie zaznali odrzucenia i dowiedzieli się, że są “nie tacy” - niewystarczający. Większość rzeczy, których się podejmowałem wykonywałem nieświadomie wyłącznie po to, by zdobyć uznanie, akceptację, pochwały, czasem podziw - były to substytuty miłości, której bardzo potrzebowałem, bo jej kiedyś nie zaznałem.
Odkrycie w trakcie terapii, że jednak nie byłem kochany taki jaki jestem było dla mnie przytłaczające. Złość, rozpacz.
Musiałem nauczyć się kochać samego siebie, bo tylko w ten sposób można uzupełniać własne deficyty. Dużo pracowałem z własnym wewnętrznym dzieckiem, stając się dla niego czułym opiekunem.
Także ja osobiście przez wzgląd na moje własne doświadczenie nie zgodzę się z poglądem, że nie potrzebujemy miłości i czułości.
Antoniusz Pracowałeś z Cieniem ? Co myślisz o tym ?
Oczywiście. I powiem szczerze - chyba nic mnie tak nie wzbogaciło.
Zgadzam się z tym, co przekazuje zen i jungiści - jesteśmy jak ocean, który potrafi być spokojny w słoneczny, piękny dzień i zabójczy w czasie sztormu. Mamy w sobie wszystkie możliwe potencjały i tylko od nas zależy, które z nich będziemy rozwijać. Co ważne - jedynie w świetle przyjętych społecznych konwencji pewne z nich są postrzegane jako “złe”, a inne jako “dobre”, a przecież i te społeczne konwencje się zmieniają. Obiektywnie “dobro” i “zło” po prostu nie istnieją.
Jak już pisałem tu jakiś rok temu - prawidłowo rozumiany rozwój osobisty służy pogłębianiu miłości własnej, a więc również pogłębianiu akceptacji. Akceptacji także dla tych części “nas”, których przez różne wdruki nie akceptujemy - tylko w ten sposób możemy osiągnąć stan pełni.
Praca z cieniem jest swoją drogą zabawna - odrzucamy na co dzień pewne swoje cechy, chociaż bardzo wyraźnie dostrzegamy je u innych ludzi 🙂 Pragnienie bycia lepszym od innych ludzi (niezależnie od tego, co przez to rozumiemy - np. bardziej moralni, świadomi, współczujący) to bardzo ciekawa gra ego, ale w ostatecznym rozrachunku prowadzi do rozbratu z samym sobą - bo jak słusznie napisał autor książki, którą Ci swego czasu polecałem - na człowieczeństwo nie ma lekarstwa.
Antoniusz Sam zmieniłem podejście sprzed kilku miesięcy i uważam że faktycznie hamowanie pewnych emocji było błędem o czym kiedyś rozmawialiśmy.
Widziałem wtedy, że dosyć mocno zafiksowałeś się na Hawkinsie, dlatego zamiast Cię do czegokolwiek przekonywać (co na tamtym etapie byłoby bezskuteczne) raczej delikatnie próbowałem wskazać Ci ryzyka związane z tym podejściem, bo ostatecznie niech każdy wybiera sam, co mu służy, a co nie.
Ego lubi takie tabeleczki, poziomy do przekroczenia jak w jakiejś grze komputerowej - to dalszy ciąg gry pn. “jak stać się lepszym niż inni ludzie”. Nie możesz tego zrobić.
Poznałem kilku zwolenników Hawkinsa (niektórych wyłącznie internetowo) i każdy z nich, absolutnie bez wyjątku, był narcyzem z bardzo przerośniętym ego. Rozpoznasz ich po tonie pełnym pogardy (czasami zręcznie ukrywanej) i zwrotach typu “jestem na poziomie świadomości 600, a nie tak jak Ty na 30, przegrywie” 😃
A wszystko to podsycane ogromnym lękiem, bo taki człowiek w głębi duszy wie, że nie różni się niczym od gościa, którego kosztem próbuje się podpompować.
Antoniusz Praca z cieniem mi pomaga. Ale czasem będę mieć krzywe akcje jak wczoraj - tylko i wyłącznie dlatego że jestem człowiekiem. Akceptuje to. Nie szukam już złotego “Grala” i życzę powodzenia szukającym - chyba dużo ludzi na tym popłynęło - jak oglądam niektórych psychologów, specjalistów to nie wyglądając na takich co znaleźli a przykład Jordana P i kilka osób z mojego dawnego otoczenia pokazuje że nie ma tego złotego Grala .
Nie ma. Pozostaniesz człowiekiem z ludzkimi doświadczeniami, przeróżnymi emocjami, które są naturalną reakcją Twojego organizmu na warunki, w których się znajdujesz lub które sobie stworzyłeś - niczym więcej. Niektóre są przyjemne, inne mniej, ale od tych drugich nie ma ucieczki - dzisiaj boisz się jednej rzeczy, jutro będziesz innej. I tak pozostanie do końca Twojego życia.
Nie istnieje przyjemność w oderwaniu od bólu. Nie ma oazy, raju, ziemi obiecanej. Możesz medytować do końca życia, “uwalniać” emocje ( 😃), a i tak wciąż będziesz ułomnym człowiekiem, jak my wszyscy.
I tak - będziesz popełniać krzywe akcje. Ja również. Nie da się w pełni kontrolować samego siebie - to złudzenie.