Mój prostownik magicznie zaczął działać. Wprawdzie go rozebrałem i przeczyściłem, ale zaraz po i tak nie działał.. Jedyne co mi przychodzi do głowy, to to, że akumulator postał w cieple..
Ach.. Jakby kogoś interesowało.. Zadzwoniłem do sklepu w którym kupowałem akumulator i był akurat mega kompetentny gość..
Jak się zabije w miarę nowy akumulator, to po wyjęciu i tak jeszcze napięcie jest w stanie podskoczyć te kilka Voltów, więc nie powinno się go od razu podłączać do ładowarki tylko na jakiś czas odstawić, żeby napięcie sobie naturalnie podskoczyło.. Dodatkowo, pojemność akumulatora jest trochę zależna od temperatury, więc jak jest chłodno i przyniesie się akumulator do domu, to również może wpłynąć na reakcje chemiczne w akumulatorze..
A więc wniosek numer jeden i to chyba taki generalny, że jak się zabije akumulator, to i tak go należy wstępnie odstawić na parę godzin, żeby się elektrolit “ustabilizował”.. Tak, że dobra wiedza 🙂
Taka teoria wstępna, czemu mój prostownik nie działał, może być taka, że prostownik naturalnie ładuje w taki sposób, że podbija napięcie do tych powiedzmy 14,4 V, ale być może ocenia to czy akumulator jest naładowany, nie po napięciu, ale po prądzie i jeśli płynie bardzo mały prąd, to zakłada, że akumulator jest naładowany..
Być może właśnie przez to, że akumulator był w miarę nowy i dopiero go odłączyłem, i do tego dałem do ciepła, to zwiększyła się rezystancja wewnętrzna i prąd który przez niego płynął był bardzo mały i prostownik uznawał, że akumulator jest naładowany..
W każdym razie morał taki, że zanim się stwierdzi, że prostownik trzeba wyrzucić, to akumulator sobie powinien postać kilka-kilkanaście godzin 🙂
A swoją drogą pan powiedział, że prostowniki mikroprocesorowe, to bardziej takie gadgety i poleca, bo mają akurat taki porządny, za 400PLN 🙂. Ale akurat nie uważam, żeby to było jakoś dużo, bo ładuje do 15A a mój max 4A..
Tyle, że i tak mi to się nie przyda, bo więcej niż 6A nie powinienem mu zapodawać..